Korzystając z fatalnej listopadowej aury za oknem, postanowiłem napisać podsumowanie sierpniowego wyjazdu do Rumunii. Najbardziej atrakcyjne odcinki opisałem we wcześniejszych wpisach, a w tym chciałem napisać kilka słów o całości wycieczki i o wrażeniach z reszty drogi w Rumunii.
Wyjazd trwał niecałe 5 dni, rozpoczął się w środę 28 sierpnia około 14:00 (po pracy), skończył w niedzielę 1 września o 17:30, łącznie przejechałem 2550 km. Kwestia noclegów została rozwiązana w iście „niemieckim” stylu: szczoteczka do zębów, bielizna na zmianę, karta płatnicza i smartfon. Przed wyjazdem wstępnie wyselekcjonowałem sobie hotele na booking.com i zapisałem do „ulubionych”. Potem, codziennie rano przy śniadaniu sprawdzałem pogodę i robiłem rezerwacje na kolejną noc. Następnie wbijałem adres kolejnego hotelu jako cel w nawigacje GPS i jazda…
Polska
W środę późnym wieczorem dojechałem do Ski Hotelu (130 zł za jedynkę ze śniadaniem) koło miejscowości Piwniczna Zdrój, przy granicy ze Słowacją. Mimo że był to ostatni tydzień wakacji, to miejsce wyglądało na niemal puste. Miła pani z recepcji, mimo późnej godziny, przygotowała mi kolacje (kuchnia już była nieczynna). Hotel jest położony parę kilometrów od miejscowości, wysoko w górach i tuż przy dolnych stacjach wyciągów – przypuszczam że w sezonie zimowym musi tu być pełno ludzi.
Słowacja
Tranzyt przez Słowację na południe ciągle jest fatalny: drogi krajowe przecinające tereny zabudowane. Tylko od Preszowa do Koszyc jest kawałek autostrady.
Węgry
Z kolei Węgry to zupełnie inna bajka – ponad połowa przelotu do granicy Rumuńskiej to doskonała autostrada. Przy samym wjeździe na Węgry miałem drobny kłopot: miałem tylko rumuńskie leje i kartę płatniczą, a za winietkę na motocykl trzeba było zapłacić w gotówce. Na szczęście poratowali mnie napotkani Polacy, którzy wymienili mi moje złotówki na Euro którymi można było płacić.
Przy okazji warto wspomnieć że na Węgrzech jest ciekawy system płacenia za autostrady: nie ma winietek naklejanych na szybę, tylko przy zakupie podaje się numer rejestracyjny który jest rejestrowany w ich systemie. Czy opłata została wniesiona kontroluje policja której radiowozy mają kamery automatycznie sprawdzające numer z tablicy pojazdu w bazie systemu. I to właśnie ich samochód stojący tuż za budką z winietami skutecznie powstrzymał mnie od prób oszukiwania.
Rumunia
Droga krajowa „1” Oradea – Kluż jest fatalna: tranzyt jednopasmówką przypominającą drogę W-wa – Wrocław 15 lat temu, a ruch na niej jest taki jak na autostradzie. Również kultura motoryzacyjna kierowców rumuńskich przypomina naszą z tamtego okresu. Przykład: na motocyklu zdarza mi się nieco przekraczać limity prędkości i wyprzedzać kolumny samochodów w terenie zabudowanym. Ale nie spodziewałem się że w trakcie takiego manewru wyprzedzi mnie „na trzeciego” samochód jadący grubo ponad 100 km/h w terenie zabudowanym, po dziurawej drodze. Po pierwszym takim przypadku zacząłem uważniej patrzyć w lusterka…
Ten dzień zakończył się noclegiem w Hotelu Nicky (147 zł za jedynkę ze śniadaniem) w miejscowości Sebeş.
Sama miejscowość nie jest zbyt urokliwa i nie ma klimatu związanego z górami. Natomiast sam hotel był bardzo fajny, ponieważ tuż obok niego jest spory park. Ponadto sam hotel jest nowoczesną konstrukcją a właściciel był bardzo sympatyczny.
Transalpina
W Sebeş rozpoczyna się najwyżej położona droga w Rumunii, 67C Transalpina, o której pisałem wcześniej.
Po jej przejechaniu skierowałem się na wschód, lokalną drogą 655 tuż przy górach, a nie większą 67 która jest do niej równoległa.
Dzięki temu wyborowi zabłądziłem w fajne miejsce, do monasteru w Polvragi położonego przy wyjściu z imponującej doliny wrzynającej się w Karpaty.
Jeszcze przed zmierzchem dojechałem do miejscowości Curtea de Argeş, gdzie rozlokowałem się w Hotelu Posada (109 zł za jedynkę ze śniadaniem) – położonym przy najbardziej atrakcyjnej ulicy miasta. Sam budynek hotelu pamiętał poprzednią epokę ale został urządzony i wyposażony współcześnie. Miejscowość była dużo bardziej atrakcyjna od poprzedniej w której nocowałem – przy głównej ulicy było dużo knajp i ludzi. czuć było że to miejscowość turystyczna.
Sama miejscowość ma długą historię – obok nieładnej zabudowy charakterystycznej dla byłego bloku wschodniego można też spotkać ruiny i obiekty zabytkowe.
Dziwną specyfiką Rumunii, którą zaobserwowałem już kilka lat temu w czasie poprzedniej wizyty, są bezpańskie psy.
Oprócz wątpliwej kwestii estetycznej, ma to też konsekwencje praktyczne: gdy przejeżdża się na motocyklu przez miasta to niekiedy potrafią rzucić się w pościg i próbować gryźć – w butach motocyklowych to na szczęście nie jest zbyt groźne. Niestety potrafią też bezmyślnie wyjść na środek drogi. Sam widziałem gdy samochód uderzył w sporej wielkości psa. Najdziwniejsze było to że kierowca w ogóle nie próbował hamować, nie trąbił, tylko świecił na psa długimi światłami, gdy ten był odwrócony łbem w przeciwną stronę drogi (!).
Szosa Transfogaraska
Kolejnego dnia z samego rana wyjechałem na Szosę Transfogaraską, z której wrażenia opisałem wcześniej.
Po jej przejechaniu skierowałem się z powrotem przez Sebeş, mijając Kluż i dalej w kierunku domu. Na nieprzyjemnej drodze „1” moją uwagę zwróciła specyficzna miejscowość w której było wiele cygańskich pałaców w różnych stadiach budowy.
Wcześniej takie widzieliśmy przy granicy z Ukrainą i trzeba przyznać że w tym szaleństwie jest jakiś sens. Później znalazłem w sieci ciekawy artykuł opisujący ten fenomen – polecam.
Po południu dojechałem do miejscowości Oradea, ostatniego dużego miasta w Rumunii na mojej drodze. Zostawiłem rzeczy w Hotelu Sky (126 zł za jedynkę ze śniadaniem) – to nowy obiekt na obrzeżu miasta tuż przy drodze tranzytowej o nowoczesnej architekturze z daleka bardziej przypomina biurowiec. Restauracja na dachu budynku z rozległym widokiem robi wrażenie – mimo że to widok na dzielnice poprzemysłowe.
Centrum miasta – nad szeroką rzeką i z wieloma parkami – robi pozytywne wrażenie. Niestety zabudowa nie jest ładna, głównie stare nieremontowane kamienice. Ale i tam udało się znaleźć perełkę, nowoczesną galerię z restauracjami, podobną do spotykanych w miastach Europy Zachodniej.
Węgry, Słowacja, Polska
Droga powrotna przebiegła szybko. Od granicy Słowacji i Polski do okolic Kielc towarzyszył mi mocny deszcz więc jazda była średnio przyjemna.
Podsumowanie
Moim zdaniem Rumunia to fajne miejsce do wyjazdów motocyklowych – mają sporo ciekawych górskich dróg, piękne widoki, dostateczną infrastrukturę turystyczną i ceny nieco niższe lub porównywalne do polskich. W Rumunii są coraz lepsze drogi (autostrady w budowie z funduszy europejskich) a niewielka odległość z Polski sprawia że warto się tam wybrać.