W drugiej połowie maja odwiedziłem motocyklem niemal całą kontynentalną część Grecji, przejeżdżając łącznie niecałe 6500 km w 14 dni. Udało mi się pokonać całą zaplanowaną trasę i odwiedzić najważniejsze atrakcje turystyczne. Nie spotkała mnie żadna przykra ani niebezpieczna sytuacja, w motocyklu nic się nie zepsuło – oprócz ABS, ale do tego już się przyzwyczaiłem oraz skrzyni biegów która pod koniec hałasowała już tak że kwalifikuje się do remontu.
Wbrew obawom o upały w Grecji, pogoda była niemal idealna: około 28 stopni, także w czasie w w lżejszym ubraniu motocyklowym było znośnie, tylko w czasie zwiedzania upał był uciążliwy. Do tego doszło kilka ulew w trasie dojazdowej i ulewa na Słowacji w drodze powrotnej, więc cięższe ubranie przeciwdeszczowe też się przydało.
Wyjazd był dla mnie specyficzny, bo zupełnie samotny – niestety planowana ekipa się nie zebrała. Okazało się że taki sposób podróżowania ma kilka zalet – przede wszystkim to że można jeździć gdzie się chce i jak daleko się chce, bez konieczności renegocjacji oryginalnego planu wycieczki. W ten sposób „bonusowo” odwiedziłem Monastyr Rylski w Bułgarii, dolinę prowadzącą na górę Olimp, trasę E952 przez Karpenisi oraz Żelazne Wrota w Serbii. Wadą że nie za bardzo jest z kim pogadać i dzielić się wrażeniami – substytutem jest wrzucanie zdjęć i filmów i na Twittera i cieszenie się że ktoś to „polubi”.
Grecję wcześniej znałem ze zdjęć biur podróży, opisu z przewodnika Pascala oraz założenia że to kraj w Unii Europejskiej i podobny do Hiszpanii. Na miejscu zrewidowałem nieco swoją opinię i moje odczucia są następujące:
- Poza dużymi miastami Grecja jest biedna i przypomina bardziej Rumunię, Bułgarię czy Albanię (nie Hiszpanię): zaniedbane miejscowości, biegające luzem zwierzęta gospodarcze i bezpańskie psy, wozy konne, setki nieczynnych i zrujnowanych stacji paliw i innych biznesów – w porównaniu do Grecji polska prowincja to „prawie Niemcy”.
- Większość ludności w Grecji żyje w aglomeracji Aten i Thesalonik, a na prowincji są pustki – to akurat z punktu widzenia motocyklisty olbrzymia zaleta, bo na drogach jest pusto i można jechać szybko, wygodnie i bezpiecznie.
- Atrakcje turystyczne oglądane w folderach to „wyspy” dobrej organizacji i niemal zautomatyzowane maszynki do zarabiania pieniędzy: z autokarów turyści są przepychani przez kasy biletowe, dalej przewodnicy przepychają ich przez kolejne punkty zwiedzania naprędce tłumacząc historię z ostatnich kilku tysięcy lat, a następnie szybko wpychają do autokarów żeby zrobić miejsce dla kolejnego „zrzutu” – esencją tego jest zwiedzanie Akropolu w Atenach.
- Grecja jest droga, szczególnie w porównaniu do innych krajów bałkańskich: paliwo po €1,60 – 1,75 (6,89 – 7,54 zł), najtańsze znośne pokoje jednoosobowe hotele od €35, zwiedzanie Akropolu €30, za dwa obiady zapłaciłem €23-25. Więc w ramach racjonalizacji kosztów większość noclegów spędziłem na kempingach (€10-12) i sam gotowałem jedzenie „z puszek” (przydało się stare harcerskie doświadczenie).
- Zgodnie z zapewnieniami z przewodników, Grecja bezpiecznym i gościnnym krajem.
Koncepcja wyjazdu była taka: szybki dojazd do Grecji przez Słowację, Węgry, Rumunię (zaliczając trasę Transalpina) i Bułgarię (odwiedzając Sofię), zwiedzanie Grecji i powrót przez Macedonię (odwiedzając Skopje), Serbię (odwiedzając Belgrad) i szybko do domu przez Węgry i Słowację.
Punkty oznaczone na mapie numerami są niżej opisane w tytułach.
Dzień 1: z Warszawy do Krynicy Zdrój – 420 km
Najmniej atrakcyjny dzień wycieczki, szybki przelot pod granicę ze Słowacją doskonale znanymi trasami.
Dzień 2: przelot do Sebes (RO) – 619 km
Również szybki, ale bardziej atrakcyjny przelot przez Słowację i Węgry do Rumunii, do miejsca gdzie zaczyna się trasa Transalpina. Rumuńscy kierowcy od 5 lat, kiedy byłem ostatnio, nie zmienili swoich zwyczajów i trzeba uważnie patrzeć w lusterka – bycie wyprzedzanym na ciągłej w terenie zabudowanym przez samochody jadące ponad 100 km/h nadal się zdarza. Samo Sebes nie jest zbyt ładną miejscowością, a znalezienie w sobotę wieczorem miejsca żeby coś zjeść okazało się zaskakująco trudne – w każdej czynnej restauracji było wesele…
Droga DN76 w Rumunii z Oradea do Deva, którą wcześniej nie jechałem okazała się zupełnie ciekawą atrakcją z odcinkami z górskimi serpentynami.
Dzień 3: Transalpina (1), promem przez Dunaj (2) + przelot do Sofii (BG) – 509 km
Droga Transalpina (67C) w Rumunii to dla każdego motocyklisty jedna z klasycznych pozycji do odwiedzenia w Europie. Odwiedziłem ją pierwszy raz w 2013 roku w czasie poprzedniego wyjazdu do Rumunii ale wtedy była słaba pogoda i liczyłem że teraz zrobię lepsze zdjęcia. Bardzo zachęcam do obejrzenia poniższego filmu, bo oddaje atmosferę tej drogi lepiej niż zdjęcia.
Drugą atrakcją dnia była przeprawa promem przez Dunaj. Z mapy oraz opisu na Wikipedii wiedziałem wcześniej że to duża rzeka (2. najdłuższa w Europie po Wołdze, ponad 2800 km), ale na żywo robi jeszcze bardziej imponujące wrażenie, w miejscu gdzie przepływałem promem była na oko 3 razy szersza od Wisły w Warszawie. Wtedy też zrozumiałem dlaczego na ponad 1000 km odcinku granicznym pomiędzy Rumunią i Bułgarią są tylko 2 mosty… Warto zwrócić też uwagę że w starożytności Dunaj był granicą pomiędzy cywilizacją na południu a barbarzyńcami na północy :-).
Wieczorne zwiedzanie Sofii to temat na osoby wpis.
Ciekawostką jest że obsługa hotelu Niky w centrum pozwoliła mi wprowadzić motocykl do wejścia do restauracji żeby nie stał na ulicy – polecam to miejsce :-).
Dzień 4: Monastyr Rylski (3) + przelot do Salonik (4, GR) – 341 km
Pomysł odwiedzenia Monastyru Rylskiego pojawił się podczas zdobywania informacji o zwiedzaniu Bułgarii. Założony w X wieku (błąd na polskiej wersji Wikipedii!), ufortyfikowany, położony na wysokości 1100 m n.p.m., jest oddalony od głównej trasy Sofia-Saloniki o 35 km do pokonania atrakcyjną drogą wiodącą górską doliną. Drobnym zgrzytem było oczekiwanie €5 za parkowanie motocykla za rzekome „pilnowanie” (jak za samochód osobowy), ale w drodze negocjacji udało się zejść do €2.
Po zwiedzeniu Monastyru i ostatnim tankowaniu taniego paliwa przekroczyłem granicę z Grecją.
Poniżej dokładniejsza mapa pokazująca trasę i ważniejsze atrakcje na terenie Grecji.
Zwiedzanie Salonik, drugiego co do wielkości miasta w Grecji, to także temat na osobny wpis.
Dzień 5: Góry Olimp (5) i Meteory (6) – 323 km
Gdy z autostrady biegnącej przez równinę zobaczyłem góry Olimp ze szczytami w chmurach, to zrozumiałem dlaczego w starożytności wymyślono że to miejsce bogów. W przewodniku znalazłem „bonusową” drogę prowadzącą z miejscowości Litochoro do schroniska Priònia, z którego dalej można było na piechotę dostać się na szczyty.
Drugą atrakcją dnia było okrążenie gór Olimp lokalnymi drogami, jednak mapy i GPS nie do końca odzwierciedlały rzeczywistość, co nieładnie skomentowałem na poniższym filmie ;-).
Trzecią i najważniejsza atrakcją dnia były Meteory. I to, moim zdaniem, jest najważniejsze miejsce jakie należy odwiedzić w Grecji. Cytując za Wikipedią:
Masyw skał z piaskowca i zlepieńca w środkowej Grecji na północno-zachodnim krańcu równiny tesalskiej w okolicy miasta Kalampaka. Skały osiągają wysokość do 540 m n.p.m. Na szczytach skał umiejscowiony jest zespół prawosławnych klasztorów (monastyrów). Początkowo wszelkie materiały potrzebne do budowy i życia mnichów wciągane były na linach, również odwiedzający mogli dostać się do monastyrów jedynie w taki sposób. Obecnie część z monastyrów udostępniona jest dla zwiedzających i dla ich wygody wybudowano schody i pomosty.
Miejsce jest absolutnym kosmosem: starodawne monastyry na szczytach pionowych skał, aż trudno sobie wyobrazić jak się do nich kiedyś dostawano.
Z praktycznych wskazówek warto zapamiętać że najwygodniej się je zwiedza samochodem/motocyklem/busem, a nie na piechotę, jak sugerują niektóre przewodniki – bo to byłaby naprawdę długa i wyczerpująca wycieczka. Nawet w wariancie motoryzacyjnym warto zaopatrzyć się w wygodne buty i wodę do picia, bo zwiedzanie jest wymagające.
Tego dnia zacząłem też tryb kempingowy: spanie pod namiotem i własne gotowanie – ciekawe przeżycie po kilku latach przerwy.
Dzień 6: Termopile (7) i Delfy (8) – 235 km
Pierwszą atrakcją dnia były Termopile, miejsce bitwy z 480 p.n.e. zekranizowane w świetnym filmie „300” z 2006 roku (jak ten czas szybko leci…). Miejsce to znacząco różni się od tego z przeszłości, ponieważ poziom morza opadł tak bardzo że kilkudziesięciometrowy przesmyk do wąwozu prowadzącego na południe współcześnie jest kilkukilometrową niziną ;-). Ale dzięki pomnikowi Leonidasa (króla Spartan) i odrobinie wyobraźni można wczuć się w klimat sprzed ponad 2 tysięcy lat. Dodatkowo warte zobaczenia jest gorące (naprawdę…) źródło od którego to miejsce wzięło nazwę.
Drugą atrakcją dnia były Delfy – punkty archeologiczne (obiekt z listy światowego dziedzictwa UNESCO) i muzeum. Na mnie największe wrażenie zrobił amfiteatr położony na stromym zboczu w taki sposób że widzowie mają widok na przeciwległe góry. Od razu narzuciło mi się skojarzenie z górnymi partiami naszych Tatr, więc trzeba przyznać starożytnym że mieli rozmach…
Atrakcją na wieczór była możliwość kąpieli w basenie na kempingu z przepięknym widokiem na jedną z zatok Zatoki Korynckiej.
Dzień 7: Olimp (9) – 370 km
Pierwszą atrakcją tego dnia była widokowa droga E65 biegnąca wzdłuż Zatoki Korynckiej (oddziela Peloponez od północnej części Grecji) oraz przejazd mostem Rion-Antirion na Peloponez.
Drugą atrakcją dnia było zwiedzanie kolejnego stanowiska archeologicznego w miejscowości Olimpia, za Wikipedią:
W starożytności (od ok. XII w. p.n.e.) była ośrodkiem kultu Zeusa. Od 776 roku p.n.e. miejsce igrzysk olimpijskich. W 1989 roku stanowisko archeologiczne w Olimpii zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ostatnimi atrakcjami dnia były górska droga Kalamata-Kardamyli z widokiem na Morze Jońskie oraz nocleg ma kempingu przy plaży.
Dzień 8: Jaskinia Diru (10), Półwysep Mani (11), Mykeny (12), kanał Koryncki (13) – 443 km
Atrakcją pierwszej połowy dnia była widokowa droga wzdłuż wybrzeża Półwyspu Mani, od miejscowości Rigklia aż do Protova (kończy się na połączeniu z większą drogą Areopoli-Sparta). Półwysep ma charakterystyczny, niemal pustynny wygląd oraz równie charakterystyczne budynki w postaci kamiennych wież obronnych.
Drugą atrakcją było zwiedzanie jaskini Diru trasą turystyczną długości 1500 m, z czego 1200 metrów płynie się łódką przypominającą trochę weneckie gondole.
Trzecią atrakcją dnia była kilkukilometrowa wycieczka piesza do latarni Tenaro na przylądku Matapan – najbardziej na południe wysuniętej części Peloponezu i tej części Europy.
Czwartą atrakcją, nieco drogą, był tradycyjny posiłek grecki w restauracji „To Koinotikon” w miejscowości Lagia. Restauracja była wysoko oceniana przez użytkowników Google, więc się skusiłem, jednak danie z poniższego zdjęcia nie przypadło mi do gustu. Co ciekawe, restauracja nie ma menu – kelner opowiada jakie jest dzisiejsze danie dnia i można się zdecydować bądź nie. Mimowolnie stałem się słuchaczem ciekawej dyskusji geopolitycznej pomiędzy kelnerem – synem właściciela, który tłumaczył biedę swojego kraju oraz jego zachwyt do idei Unii Europejskiej, a dwojgiem starszych i bogatych (sądząc po drogim samochodzie) Anglików z londyńskiego City, którzy tłumaczyli intencje swoich rodaków do wyjścia z tejże Unii.
Piątą atrakcją dnia było stanowisko archeologiczne w Mykenach, jednak był to już moment w którym oglądanie ruin, i opisów co wcześniej w ich miejscu stało, nieco mi się znudziło.
Szóstą, i ostatnią, atrakcją dnia był Kanał Koryncki łączący Zatokę Koryncką z inną zatoką prowadzącą do Morza Egejskiego i Pireusu – największego greckiego portu, tuż przy Atenach. Zgodnie z zapowiedziami robi spore wrażenie, jednak nie miałem okazji obejrzeć przepływającego nim dużego statku, co podobno wygląda jeszcze ciekawiej.
Dzień 9: Ateny (14), Maraton (15)
Większość dnia poświeciłem na zwiedzanie Aten, co jest materiałem na osobny wpis. Cała aglomeracja liczy około 3,5 mln mieszkańców i to widać i czuć. Głównym punktem zwiedzenia jest Akropol i tam był olbrzymi tłok, mimo że to jeszcze nie był szczyt sezonu. Aby przemieszczać się do kolejnych atrakcji trzeba było czekać w regularnych kolejkach. W cenie €30 za bilet można oprócz samego Akropolu zwiedzić 6 innych atrakcji archeologicznych rozmieszczonych w centrum miasta w zasięgu spaceru.
Po południu, na deser po zwiedzaniu Aten, pojechałem do miejscowości Maraton, od nazwy której wzięła się idea biegów długodystansowych. Na miejscu można obejrzeć miejsce startu zawodów z trybunami oraz zwiedzić muzeum biegów, niestety już o tej porze zamknięte.
Wracając na kemping pod Atenami mija się malownicze jezioro Maraton z zaporą.
Dzień 10: Trasa E952 przez Karpenisi (16) – 660 km
Na tą trasę zostałem namówiony na ochroniarza z supermarketu pod Atenami, który okazał się gadatliwym miłośnikiem motocykli i posiadaczem modelu BMW którego nazwy nie zapamiętałem. Przekonywał mnie że to najlepsza w okolicy trasa, a jako że nie miałem wiele do stracenia to zaryzykowałem. Wybór okazał się trafiony, bo takiego górskiego roller-costera to od czasów Alp nie pamiętałem – w 2/3 trasy było mi już niedobrze od ciągłych zakrętów, podjazdów i zjazdów. Trasa była świetna, z bardzo dobrym asfaltem i minimalnym ruchem samochodów – bardzo polecam obejrzenie poniższego filmu.
Dzień 11: Wąwóz Vikos (17) i dojazd do Kastoria – 330 km
Atrakcją dnia były trasy Gór Pindou i wąwóz Vikos – wg informacji z tablic informacyjnych najgłębszy wąwóz na świecie, jednak nie mogłem tego potwierdzić w źródłach w Internecie. Jego atrakcyjność wynika także z faktu że motocyklem czy samochodem można dojechać do kapitalnych miejsc widokowych:
- od południowej strony: ok 6 km drogi asfaltowej „nad” miejscowością Vitsa i 300 metrów na piechotę (w Google: „Oxya Viewpoint”) z półki skalnej,
- od północno-zachodniej strony: z miejscowości Vikos,
- od północnej strony: z miejscowości Papingo i Mikro-Papingo.
Do każdego z w/w miejsc prowadzi fantastyczna górska droga, wymarzona do jazdy na motocyklu. Na poniższym filmie uwieczniłem zjazd serpentynami widocznymi na powyższym zdjęciu.
Okolice Gór Pindou znane są z zabytkowych o charakterystycznej łukowej budowie.
Dzień 12: Droga E86 (18), Park Narodowy Galichica (19, MG), Park Narodowy Mavrovo (20), przelot do Skopje – 452 km
Pierwszą atrakcją tego dnia było dojechanie do miejscowości Psarades do jeziora Prespa, które jest granicą pomiędzy Grecją, Republiką Macedonii i Albanią.
Drugą atrakcją był Park Narodowy Galichica, a w szczególności punkt widokowy przy jeziorze Ochrydzkim, przeciwległe góry w Albanii i miejscowość Pogradec którą odwiedziłem dwa lata temu.
Trzecią atrakcją była droga przez Park Narodowy Mavrovo.
Ostatnią atrakcją było wieczorne zwiedzanie stolicy Republiki Macedonii Skopje – temat na osoby wpis.
Dzień 13: Żelazna Brama (21, SRB), przelot do Belgradu – 678 km
Pierwsza połowa dnia to przelot przez Serbię aż do Dunaju na granicy z Rumunią – moim celem było zobaczenie Żelaznej Bramy – przełomowego odcinek doliny Dunaju, oddzielający Karpaty i Góry Wschodnioserbskie. Czytałem wcześniej o historii tego miejsca, które było tak trudne do pokonania rzeką pod prąd, że aby statki towarowe mogły przepływać stosowano do ich ciągnięcia lokomotywy z brzegu. Po II Wojnie Światowej, gdy zbudowano zaporę wodną i spiętrzenie „Żelazna Brama” żegluga została ułatwiona. Wzdłuż obu stron rzeki, Serbskiej i Rumuńskiej, biegną drogi górskie z widokami które są atrakcją dla samej której warto się wybrać na wycieczkę z Polski.
Drugą atrakcją dnia było wieczorne zwiedzanie Belgradu, które także jest tematem na kolejny wpis.
Dzień 14: przelot do Warszawy – 1159 km
Ostatni dzień to szybki powrót do Warszawy przez Węgry i Słowację.
Podsumowanie
Jak widać z powyższego długiego opisu, poruszając się motocyklem można w stosunkowo krótkim czasie bardzo dużo przejechać i odwiedzić. Człowiek wpada w cykl: śniadanie, pakowanie i wyjazd, droga i zwiedzanie motocyklem, rozpakowanie, posiłek, zwiedzanie na piechotę, montaż filmu z kamery plus upload na YouTube i link na Twittera, czytanie przewodnika z atrakcjami na kolejny dzień, wbicie do nawigacji trasy i spanie – i tak 14 razy :-).
Jako ciekawostka najważniejsze koszty wyjazdu to (reszta to zakupy spożywcze, ubezpieczenie, mapy, itp.):
- paliwo: 2152,51 zł
- noclegi (kempingi i tanie hotele): 1 302,15 zł
- restauracje: 742 zł
- zwiedzania: 314,24 zł
- autostrady: 226,48 zł
Super relacja, serdeczne dzięki. Chociaż stare greckie zabytki to znajdują się w zachodniej Turcji.
Scisły,konkretny opis bez zbednych oh i ah…po prostu jak sam chcesz to zobaczyć to Ci pomogę.Byłe w Grecji na moto lecz przejechałem z Bułgarii przez Saloniki i Meteory i tylko liznałem tą atmosferę lecąc na Albanię.Opis na pewno mi sie przyda gdyż wybieram się do znajomych w okolice Aten.Pozdrawiam i zyczę nowych wrażeń i miejsc odkrytych z siodła motocykla.Tomasz z Rzeszowa
Dziękuję świetna inspiracja. Może uda nam się powtórzyć podobną trasę. Mieliśmy w przyszłym tygodniu jechać na Bałkany ale tam słaba pogoda więc może Grecja ? Zobaczymy.
Mariusz z Krakowa
Marku bardzo fajna relacja. Świetnie wypunktowane miejsca, warte odwiedzenia które znam z książek i filmów. Grecja jest moim celem. W zasadzie od czterech dni powinienem już tam być ale covid przesunął mój urlop. Wędruje sobie zatem z Tobą oglądając opisy, filmy i czytając Twoje spostrzeżenia. Motocykl czeka zapakowany od kilku dni na negatywny test. Mam nadzieję że pojutrze ruszę. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na wspólne wyprawy. Też moje grupy kolegów jak przychodzi co do czego rozlatują i jeżdżę jak samotny wilk. Może wówczas na zdjęciach bylibyśmy na zmianę 🙂