Mimo ryzyka covid’owego i kończącego się sezonu wakacyjnego, postanowiłem wybrać się wyjazd do południowych Włoch (na planowany oryginalnie na przełom maja i czerwca). Motywem przewodnim miało być odwiedzenie tamtej części kraju oraz wysp Morza Śródziemnego (Sycylii, Sardynii i francuskiej Korsyki) pokonując drogi opisane w serwisie https://www.dangerousroads.org/.
Krótkie podsumowanie (dla niechcących czytać szczegółów)
- wyjazd się udał, nie było żadnych wypadków ani nawet ryzykownych sytuacji, pogoda „w miarę” dopisała
- większość zaplanowanej trasy została zrealizowana (z wyjątkiem zwiedzania Neapolu i jednego dnia na Korsyce)
- pokonane 6621 km
- pogoda była bardzo zróżnicowana: od ponad 30-stopniowego upału na Sycylii, poprzez temperatury 18-22 stopnie na Sardynii, Korsyce i w południowych Włoszech, 8-16 stopni w trakcie powrotu przez Alpy, aż do okolic zera i śniegu przy Campo Imperatore (ponad 2200 m n.p.m.)
- przełom września i października to nawet na południu Włoch jest już po sezonie: większość kempingów jest nieczynna lub depresyjnie pusta, z niedziałającą większością usług, restauracje „na mieście” puste i zamykane wcześniej
- „posezonowość” z perspektywy jazdy na motocyklu ma taką zaletę, że drogi są niemal puste – nie trzeba wyprzedzać wolno snujących się kamperów
- obostrzenia „covidowe” są przestrzegane ale nie były uciążliwe: obowiązkowe maseczki niemal wszędzie, mierzenie temperatury na kempingach, kwaterach i promach
Dzień 1 (23.09.2020, środa, 361 km): przelot do granicy Polski
Ładna pogoda, niezła trasa (wylotówka z Warszawy, obwodnica Częstochowy) ale taka sytuacja na remontowanym odcinku A1 (Piotrków-Częstochowa): zepsuł się samochód kilka kilometrów przede mną, a „korytarz życia” to raczej nie obowiązywał, więc stałem grzecznie w korku jak wszystkie samochody.
Dzień 2 (24.09.2020, czwartek, 863 km): przelot do Włoch
Drugi dzień ładnej pogody ale poranna prognoza zapowiadała deszcz wieczorem we Włoszech, więc zamiast planowanego kempingu obok Padwy zdecydowałem się na nocleg wcześniej, w Portogruaro w B&B. Przesympatyczna gospodyni pozwoliła mi postawić motocykl na tarasie żeby nie zmókł:
Dzień 3 (25.09.2020, piątek, 370 km): przelot do Florencji i droga SR302
Ze względu na krótszą trasę poprzedniego dnia, tego dnia miałem do przejechania trochę więcej kilometrów. Do Florencji dojechałem drogą SR302 obok parku della Vena del Gesso Romagnola przez przełęcz Della Colla (913 m n.p.m.) – była tam restauracja wyglądająca na uczęszczana przez motocyklistów (sądząc po ilości naklejek…) ale już zamknięta.
We Florencji dotarłem do kempingu Firenze Camping in Town (polecam!), na którym, ze względu na opady deszczu, dałem się namówić na nocleg w bungalowie, zamiast w namiocie. Chociaż bungalow w zasadzie okazał się takim nowoczesnym namiotem, nawet z klimatyzacją:
Resztę dnia spędziłem na zwiedzaniu Florencji (z kempingu jeździ niemal do centrum shuttle-bus) – niestety nie kupiłem wcześniej biletu na zwiedzanie najważniejszych obiektów, a przez reżim korona-wirusowy wszystkie „sloty” były już zajęte.
Dzień 4 (26.09.2020, sobota, 322 km): Drogi Alpe di Poti i Monte Nerone
Pierwszą drogą tego dnia była 18-kilometrowa Alpe di Poti (wjazd prostym szutrem, zjazd asfaltem) z pięknymi widokami na na Toskanię z drogi. Było ładnie ale chłodno, około 11 stopni.
Druga droga tego dnia była ambitniejsza: wspinaczka na Monte Nerone, chyba najgorszą, bardzo zniszczoną i stromą drogą od północy (od południa da się dojechać bezproblemowo świetnym asfaltem). Widok i posiłek na szczycie zrekompensowały wysiłek i nerwy – moim zdaniem jest absolutny must-have dla motocyklistów odwiedzających środkowe Włochy (jak Grossglockner Hochalpenstrasse w Austrii). Cała droga to 23 km.
Trzecim celem tego dnia była stara droga Cancelli-Fossato di Vico ale okazała się już zamknięta dla ruchu turystycznego (ruch tranzytowy biegnie nowym tunelem).
Dzień 5 (27.09.2020, niedziela, 0 km): Asyż
Ze względu na zapowiadane duże opady deszczu, kolejny dzień spędziłem na zwiedzaniu Asyżu i przymusowym odpoczynku na kempingu Green Village Assisi. Sam Asyż to bardzo atrakcyjna miejscowość do zwiedzania – raj dla miłośników sztuki, architektury i historii. Zwiedza się głównie świątynie, wejścia są za darmo.
Dzień 6 (28.09.2020, poniedziałek, 403 km): Parki Monte Sibilini, Gran Sasso e Monti della Laga i della Maiella
Pierwszym celem była droga SP83 i SP149 przebiegająca przy wschodniej granicy parku narodowego Monte Sibilini.
Drugim celem tego dnia była droga Valico di Monte Cristo, a w szczególności wjazd do ośrodka narciarskiego Campo Imperatore – niestety pogoda się zepsuła: padał deszcz, a wyżej nawet śnieg. Niemniej jednak było fajnie – widoki i „dzikość” krajobrazu przypominała Norwegię. Łącznie po górach przejechałem niemal 70 km, a można było pojechać jeszcze bardziej na wschód, tylko nie zatankowałem odpowiednio późno całego zbiornika paliwa, a na trasie stacji już nie było…
Ostatnim celem tego dnia była przełęcz San Leonardo na SR487 w parku narodowym della Majella, koło masywu Monte Amaro.
Ze względu na opady deszczu zdecydowałem się na nocleg w miejscowości Pacentro, która przypadkiem okazała się „miastem nominowanym do najpiękniejszych w całych Włoszech” (źródło)
Dzień 7 (29.09.2020, wtorek, ok 251 km): Park Narodowy d’Abruzzo, Monte Cassino i przelot do Pompei
Pierwszym celem tego dnia była 43-kilometrowa droga SR479 przy jeziorze Scanno i przez przełęcz Godi – malownicza i niemal nieuczęszczana.
Drugim celem była nieodległa droga Forca d’Acero przy parku narodowym d’Abruzzo, która kończyła przygodę w tej części Apenin.
Kolejną atrakcję tego dnia był wjazd na szczyt Monte Cassino i odwiedzenie polskiego cmentarza wojennego i – jak się okazało na miejscu – małego muzeum z panią przewodnik opowiadającą bardzo ciekawą historię armii generała Andersa. Obejrzenie tego miejsca na własne oczy dopiero uświadamia jak trudne bitwy musiały odbywać się w tych okolicach aby przełamać niemieckie linie obrony.
Ostatnią atrakcją tego dnia były wykopaliska archeologiczne w Pompejach: olbrzymi obszar odkrytego niemal „kompletnego” starożytnego miasta które zostało w 79 r n.e. zasypane popiołem z pobliskiego wulkanu Wezuwiusz. Atrakcja którą zdecydowanie warto było zobaczyć.
Dzień 8 (30.09.2020, środa, 344 km): Drogi: Amalfi, Ascea-Marina di Campagna, Sapri-Castrocucco, posąg Cristo Redentore
Pierwszą atrakcją tego dnia była droga Amalfitana, słusznie określana jako jedna z najpiękniejszych dróg przy wybrzeżu – byłem zachwycony widokami, zakrętami, tunelami i mijanymi miejscowościami. Był to moment gdy doceniłem fakt że jestem po sezonie, bo byłem w stanie wyobrazić sobie co tam musi się dziać w sierpniu…
Drugim celem tego dnia była droga Ascea-Marina di Campagna – droga niby zamknięta ale otwarta ;-), przynajmniej wg opinii miejscowych kierowców.
Kolejnym celem była zaczynająca się zaraz dalej 21-kilometrowa droga SP269c „wbijająca się” w przybrzeżne góry.
Kolejnym celem była droga Sapri – Castrocucco – niestety w dużym fragmencie okazała się zamknięta do remontu i konieczny był długi objazd przez góry.
Ostatnią atrakcją tego dnia była droga na górę z posągiem Chrystusa przy miejscowości Maratea – byłem pod wrażeniem rozmachu z jakim została zaprojektowana i zrealizowana, aby dało się dojechać do położonej tam świątyni.
Dzień 9 (1.10.2020, czwartek, 373 km): Kalabria: droga SP35, PN Sila, prom na Sycylię, Mount Belvedero
Pierwszą atrakcją tego dnia była stara 18-kilometrowa droga SP35 „wbijająca się” w góry przy wybrzeżu.
Drugą atrakcją był Park Narodowy Sila i znajdujące się w nim drogi Montescuro Sila Pass (1618 m n.p.m.), Monte Curcio (1769 m n.p.m.) i Monte Botte Donato (1928 m n.p.m.) o łącznej długości niemal 70 km, natomiast nie były one aż tak atrakcyjne i spektakularne jak drogi odwiedzane przeze mnie wcześniej, bo prowadziły one głównie przez lasy i nie było zbyt dużo ładnych widoków.
Kolejnym etapem była przeprawa promem na Sycylię do Messyny.
Ostatnią atrakcją tego dnia miała być droga na Mount Belvedere, jednak poziom trudności (zła nawierzchnia, nachylenie, ekspozycja) mnie przerósł – wrócę tu kiedyś z kostkowymi oponami i kimś kto pomoże mi podnosić motocykl…
Dzień 10 (2.10.2020, piątek, 243 km): Sycylia: Etna i południowy przylądek
Wulkan Etna to podwójna atrakcja, po pierwsze drogi wokół masywu od północy, wschodu i od południa – idealnie wyprofilowane szerokie łuki i zawroty dla motocyklistów, aż chciałoby się mieć więcej mocy :-). Łącznie pokonana przeze mnie trasa wokół wulkanu miała długość 74 km.
Druga atrakcja to możliwość wjechania kolejką linową i dalej terenowymi autokarami aż pod sam krater. Ja ze względu na zły plan i brak wystarczającej ilości czasu nie skorzystałem z drugiej opcji i później bardzo żałowałem. Ciekawostka była taka że kolejka linowa się zepsuła i drogę powrotną w dół odbyłem takim właśnie terenowym autobusem – atrakcja sama w sobie (patrz film niżej)
Ostatnią atrakcją dnia był dojazd do najdalej wysuniętego na południe fragmentu Sycylii (i Włoch) koło miejscowości Pachino.
Dzień 11 (3.10.2020, sobota, 329 km): Południowa Sycylia i przelot do Palermo
Atrakcję tego dnia było zwiedzania wykopalisk archeologicznych w miejscu starożytnej willi z doskonale zachowanymi posadzkami, które przedstawiały scenki rodzajowe z epoki.
Ostatnim punktem dnia było zaokrętowanie się na nocny prom z Palermo na Sardynię – logistycznie krytyczne, bo prom pływa tylko dwa razy w tygodniu.
Dzień 12 (4.10.2020, niedziela, 393 km): Sardynia, dzień #1
Sardynia to zupełnie inny świat niż Sycylia i południe Włoch: czysto, schludnie, świetne drogi z winklami i widokami, masa motocyklistów (głównie z DE).
Pierwszą atrakcją była droga SP71 wzdłuż południowego wybrzeża.
Najważniejszą atrakcją miała być droga Foresta Girgini, niestety od strony od której próbowałem się do niej dostać, to droga była zamknięta.
Jako objazd wymyśliłem drogę SP8 przez Gadoni i Seulo, która okazała się atrakcją samą w sobie.
Z Seulo zaryzykowałem drogę „bez numeru” na północ, która prowadziła aż do SS389 i łączyła się z drogą Foresta Girgini (tą na którą wcześniej nie mogłem wjechać) – widoki były niesamowite…
Pod koniec dnia dojechałem na kemping w Arbatax, na który był nawet sektor dla motocyklistów 🙂
Dzień 13 (5.10.2020, poniedziałek, 275 km): Sardynia, dzień #2: drogi SS125, Cala Ganone, Monte Corassi i SP49/105
Pierwszą atrakcją tego dnia była droga SS 125 Orientale Sarda. Jest to świetna droga asfaltowa prowadząca przez góry, z mnóstwem zakrętów i cały czas towarzyszącymi widokami na morze i sąsiadujące szczyty.
Bezpośrednio z powyższej drogi skręca w prawo do nadmorskiej miejscowości Cala Gonone, zjeżdżając w dół serpentynami (cały czas widoki na morze), a po minięciu zabudowań wraca się z powrotem w góry, drogą która była kolejną atrakcją dnia: Cala Gonone. To z kolei był wąski i stromy podjazd, więc widok na morze był głównie za plecami. Droga ta łączy się z powrotem z poprzednią SS125, ale w momencie gdy opuszcza ona już góry.
Głównym celem tego dnia, a także najambitniejszym celem całego wyjazdu, miał być szczyt i wiodąca do niego droga Monte Corrasi. Droga zaczyna się od miejscowości Uliana/Oliena na wysokości 440 m n.p.m. i prowadzi 9-kilometrowym podjazdem na szczyt na wysokości 1463 m. z. 1022 m n.p.m. 2 km przed szczytem droga okazała się dla mnie już zbyt ryzykowna, więc czekałem trochę żeby zobaczyć czy ktoś inny odważy się wjechać. Ale gdy nawet grupa Niemców na lekkich enduro i na kostkowych oponach się wycofała, to uznałem że nie będę sam szaleć… Może kiedyś tam wrócę, z kimś do podnoszenia motocykla i bez bagaży…
Po przelocie na zachodnie wybrzeże wyspy, ostatnim celem była droga SP49/SP105 Bosa – Alghero, a potem, zaopatrzeniu w sklepie dojazd na kemping w miejscowości Fertilia.
Dzień 14 (6.10.2020, wtorek, ok 200 km): Sardynia #3: droga della Farfalle, prom na Korsykę
Główną atrakcją tego dnia była asfaltowa droga Strada della Farfalle prowadząca na szczyt Monte Limbara na wysokości 1338 m n.p.m., na którym znajduje się centrum z antenami radiowo-telewizyjnymi. Widok był przepiękny, niestety mocno wiało i było bardzo zimno, więc szybko stamtąd uciekałem.
W drugiej części dnia był dojazd do portu promowego w Santa Teresa Gullara, pożegnanie Sardynii, niedługi rejs do Bonifacio na Korsyce i wieczorny spacer po tej przepięknej miejscowości.
Dzień 15 (7.10.2020, środa, ok 296 km): Korsyka
Na Korsyce zdecydowałem się skrócić pobyt z dwóch zaplanowanych dni do jednego, ponieważ prognozy na kolejne dni w Austrii, przez którą musiałem wracając pokonać Alpy, zapowiadały że okienko pogodowe niebawem się skończy. Obawa przed pokonywaniem setek kilometrów w deszczu przy temperaturach bliskich zeru wzięła górę, nad kolejnymi zaplanowanymi drogami.
Korsykę pokonałem jadąc niemal dokładnie na północ środkiem wyspy, 140 kilometrową drogą droga D69 pokonując kolejno przełęcze Col de la Vaccia (1193 m), Bocca di Verdia (1289m) i Col de Sorba (1311 m).
Z miejscowości Corte zboczyłem na przepiękną 15-kilometrową drogę D623 Gorges de la Restonica prowadzącą doliną do górskiego schroniska – taki korsykański odpowiednik naszej drogi do tatrzańskiego Morskiego Oka.
Pozostała część dnia to przelot do miejscowości Bastia na północno-wschodnim końcu wyspy, gdzie następnego dnia planowałem zaokrętować się na prom. Epizodem wartym wspomnienia była ekspresowa, niczym w wyścigowym pit-stopie, wymiana „skończonej” przedniej opony w BMW Bernardini Bastia.
Dzień 16 (8.10.2020, czwartek, 437 km): Prom z Korsyki do Livorno i przelot do Udine
Czwartek, to poranne zaokrętowanie na prom i oglądanie filmów na Netflix w czasie 4,5-godzinnego rejsu do Livorno we Włoszech.
Pozostała część dnia to nawijanie kilometrów po autostradach w drodze na północy-wschód i wieczorne zwiedzanie urokliwego miasta Udine.
Dzień 17 (9.10.2020, piątek, 1135 km): Przelot z Udine (IT) do Warszawy
Ostatni dzień to przelot przez słoneczne ale bardzo chłodne Alpy, obiad w Graz i mozolne nawijanie kilometrów aż do Warszawy.
Podsumowanie
Inspiracja serwisem https://www.dangerousroads.org/ była dobrym pomysłem, bo skutecznie urozmaiciła długą trasę ciekawymi przerywnikami. W moim przypadku problemem okazało się bardzo duże zróżnicowanie trudności tras: od dobrych tras asfaltowych poprowadzonych wysokimi przełęczami, gdzie każdy motocykl dałby sobie radę, aż do bardzo stromych dróg nieutwardzonych, gdzie po wywrotce trudno byłoby samemu postawić motocykl.
Gdybym miał wybierać, gdzie dysponując mniejszą ilością czasu jechać, to zdecydowanie wybrałbym: Sardynię, Korsykę, a dopiero później południe kontynentalnych Włoch i na końcu Sycylię.
Niemniej jednak zostawiłem tam kilka miejsc, których pokonać mi się nie udało, więc przy jakiejś okazji chętnie wrócę tam „z kolegami” wyrównać rachunki…
PS. 19-letni BMW R1150 GS znowu nie zawiódł – podziękowania dla warsztatu MotoMirka za kolejny bezawaryjny sezon :-).
Gratki za trasę aż chce sie jechać ale może szosa jakaś bardziej aby skorzystać z winklów bardziej;)
Fajna wyprawa i relacja. Gratulacje
Panie Marku, czytam, czytam i chłonę inspiracje 🙂
W zeszłym roku objechaliśmy według Pana trasy „Mazurskie Szutry”, teraz coś grubszego, o ile koronaświrus pozwoli.
Pozdrawiam i dziękuję, że się Panu chce opisywać swoje wyprawy!
Witam, wspaniała relacja i opis dla osób planujących takie wyjazdy. Mocno kibicuję za dalszymi wyjazdami i oczywiście czekam na relację. Mam małe pytanie w związku z relacjami, jakiego programu używa Pan do edycji i tworzenia map przedstawionych w relacji. Pozdrawiam serdecznie.
Korzystam z programu GpsPrune (https://activityworkshop.net/software/gpsprune/index.html) ale tylko ze względów historycznych, bo kiedyś był jedynym programem tego typu który działał pod linuxem, teraz pewnie takich jest więcej do wyboru i pewnie są też lepsze. Ale ten działa i do wizualizacji ścieżek jest wystarczający.
Dziękuję za informację i życzę powodzenia w kolejnych wyprawach. Pozdrawiam