Ten artykuł jest pierwszym z czterech opisujących wyprawę do Gruzji i Armenii, która miała miejsce od 10. czerwca do 5 lipca 2023 roku (26 dni, 10.706 km).
Opis pozostałych części wyjazdu można znaleźć tu: cześć 1: dojazd, cześć 3: Gruzja, cześć 4: powrót.
Dzień 1 (16.06.2023): granica państwa, góra Aragats, miasto Etchmiadzin i dojazd do Erewania
Wjazd do Armenii okazał się czasochłonną walką biurokratyczną: należało wypełnić deklarację celną tymczasowego importu motocykla, wnieść opłatę „za coś” (ok 67 zł) i kupić lokalne ubezpieczenie OC (podobna kwota). Opłaty trzeba wnosić w lokalnej walucie ale w tym samym pomieszczeniu był oddział państwowego banku, gdzie można było wymienić przywiezioną gotówkę.
Miałem pecha, bo przede mną w kolejce był obsługiwany „lokales”, który z żoną/partnerką przyjechał na motocyklu BMW GS 1200 z Belgii (sądząc po rejestracji) i wypełniali deklaracje celne importu „docelowego”. Okazało się to chyba skomplikowane i trwało na tyle długo, że kolejka oczekujących z deklaracjami szybko rosła. Kolejni przybywający „lokalesi” wydawali się szybko zaprzyjaźniać ze stojącymi już wcześniej, przez co w nieruchomej kolejce stopniowo z miejsca 2 „spadłem” w okolice miejsca 10 (upraszczając: wpychali się przede mnie) . Z niespodziewaną pomocą przyszedł mi jeden Gruzin, który okazał się mieszkać w Polsce od 30 lat i mówić po polsku, a widząc nieeleganckie wypychanie mnie z kolejki, zgłosił ten problem celnikom. Zrobiła się z tego mała awantura, co zaprzyjaźniony Gruzin przetłumaczył mi jako pouczenie zgromadzonych do szacunku dla turystów. Po tym incydencie wróciłem na początek kolejki i zostałem relatywnie szybko obsłużony.
Nie poszło to szybko, bo podobnie jak w Gruzji, okazało się że formularze pojazdów w programach komputerowych celników wymagają wpisania koloru pojazdu, którego w moim dowodzie rejestracyjnym nie ma. Więc wymagało to powołania konsylium z przełożonym, które ostatecznie „jakoś” problem obeszło.
Ciekawostką z pokonania granicy do Armenii był fakt, że znajduje się ona na płaskowyżu na wysokości 2150 m. npm., więc mimo słonecznej pogody było rześko: tylko 14° C.
Ważnym odnotowania jest też fakt, że do Armenii nie można wjechać przejściem granicznym bezpośrednio z terenu Turcji, tylko trzeba dookoła przez Gruzję, ponieważ kraje te są w stanie „niezamkniętego” konfliktu (opisane niżej).
Droga po stronie Armenii okazała się na początku strasznie dziurawa, ale po minięciu pierwszego dużego jej jakość się poprawiła. Generalnie drogi w Armenii były dobre, nie odbiegające bardzo od europejskich standardów.
Pierwszym celem tego dnia było jeziorko i schronisko górskie położone na wysokości 3200 m. npm pod szczytem góry Aragac – sama góra ma wysokość 4090 m. npm. Miejsce jest popularną atrakcją turystyczną, bo prowadzi do niego przyzwoita asfaltowa droga, a taka wysokość jest nieosiągalna w naszej części Europy w tak prosty sposób samochodem. Niestety pogoda była kiepska i sam szczyt był zasłoniętych chmurami.
Drugim celem do odwiedzenia tego dnia była twierdza Amberd z VII w. n.e. położona w tym samym masywie góry Aragac, tylko trochę niżej i w bok od głównej drogi.
Kolejnym celem była katedra ormiańska z III w. ne w mieście Etchmiadzin, która przez jakiś czas była stolicą Armenii. Katedra jest imponująca, podobnie jak fakt, że Armenia jest pierwszym krajem, który oficjalnie przyjął wiarę chrześcijańską – miało to miejsce właśnie w III wieku naszej ery.
Wjazd do Erywania, czyli stolicy Armenii, był nietrywialny ze względu na korki i temperaturę osiągającą 34°C.
Dzień 2 (17.06.2023): zwiedzanie Erywania
Erywań jest ładnym i zadbanym miastem ale bez typowej starówki – wynika to z faktu, że w okresie przynależności Armenii do ZSRR centrum miasta zostało „zaorane” i zabudowane od początku zgodnie z trendem socrealizmu (podobnie jak MDM w Warszawie): duże i masywne budynki z popularnego w tych okolicach czerwonawego kamienia.
Największą atrakcją architektoniczną w Erewaniu są olbrzymie schody, które są położone na zboczu przylegającym do ścisłego centrum. Wchodząc na górę pokonuje się różnicę wzniesień 450 m., można sobie to ułatwić wykorzystując ukryte wewnątrz schody ruchome (darmowe). Na szczycie znajduje się taras widokowy z pomnikiem, spod którego przy dobrych warunkach widać imponujący wulkaniczny szczyt Ararat. Ma on wysokość 5165 m. npm. i jest położony niedaleko za granicą Armenii, na terytorium Turcji, a jako że historycznie przynależał kiedyś do Armenii, to jest symbolem utraconego terytorium i przyczyną niechęci Ormian do Turcji.
Drugą interesującą mnie atrakcją było muzeum ludobójstwa Ormian (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Ludob%C3%B3jstwo_Ormian). To nowoczesne muzeum, podobne do polskiego muzeum Powstania Warszawskiego lub muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, pokazuje w szczegółach przyczyny oraz przebieg represji państwa tureckiego w czasie I Wojny Światowej, która zdaniem Armenii doprowadziła do śmierci ok 1,5 mln jej obywateli. Ludobójstwo Ormian było mniej znanym przykładem mechanizmu eliminacji dużej liczby ludności powtórzonego potem na większą skalę przez nazistów w czasie II Wojny Światowej, a potem w Kambodży (1975-1979), Rwandzie (1994) i Iraku (2014, Jazydzi, 30 tys. ofiar). Ludobójstwo Ormian to drugi, poza terytorialnym, powód, dla którego stosunki pomiędzy krajami są tak napięte, ponieważ Turcja kwestionuje ilość ofiar opisywaną przez Armenię oraz samą klasyfikację incydentu jako ludobójstwa, mimo szerokiej dokumentacji i relacji międzynarodowych w tamtym czasie.
W Erywaniu odwiedziłem jeszcze irański meczet i niedaleko największą współczesną świątynię Ormiańską. Zaletą zastosowanej przez ZSRR „centralnie sterowanej” organizacji miasta są otaczające centrum parki, które obecnie są zadbane i jest w nich wiele różnych restauracji i kawiarni. Inną ciekawostką Erywania jest lokalnie sławna fabryka koniaku Ararat, który to degustowałem do jednej z kolacji – nie jestem znawcą ale wydawał mi się niezły.
Reasumując wrażenia z Erywania, to szczerze polecałbym odwiedzenie tego miasta także bez motocykla, w formie „city break”, bo na pewno daje ono wiele możliwości ciekawego spędzenia czasu i zobaczenia ciekawych rzeczy.
Dzień 3 (18.06.2023): atrakcje centralnej i południowej Armenii
Z Erywania pojechałem na południe, począwszy od zwiedzenia przedchrześcijańskiej świątyni w Garni położonej nad przepięknym wąwozem.
Drugim celem tego dnia był Monastyr Geghard, zbudowany częściowo w skale, wg legendy z IV w., a według znanych zapisów z XII w.
Kolejnym celem był monastyr Khor Virab – miejsce znane od ok. 180 p.n.e. z widokiem na sąsiadującą górę Ararat, podobno obowiązkowy punkt wycieczek do Armenii.
Następnym punktem do odwiedzenia był monastyr Noravank z 1205 roku, położony na końcu kapitalnego wąwozu z pionowymi skałami. Prowadząc do niego asfaltowa droga przez kanion była atrakcją samą w sobie. Było to też pierwsze miejsce w Armenii, gdzie widziałem wspinaczy i kampery.
Ostatnim punktem programu tego dnia była miejscowość Jermuk, opisywana w przewodniku jako uzdrowiskowa, a doskonale rozpoznawalna w Armenii jako miejsce produkcji popularnej wody butelkowanej. Leży na końcu kanionu, którym, jak się przypadkiem okazało, wiodła także stara droga, obecnie off-roadowa – relacja z przejazdu na filmie poniżej.
Trasa tego dnia skończyła się na kempingu „Crossway”, jednym z trzech (!), które udało mi się znaleźć w Armenii. Była ładna i miękka trawa, prysznice, basen, kuchnia z wyposażeniem, WiFi, restauracja w pobliżu – żyć nie umierać :-).
Dzień 4 (19.06.2023): jezioro Sewan i północno-wschodnia Armenia
Żeby z miejsca, gdzie nocowałem, dostać się do jeziora Sewan, należało w pustynnym krajobrazie dostać się na przełęcz Vardenyats (2400 m. npm). Mimo że pogoda była idealnie słoneczna, to na przełęczy było tylko 17°C. Zaczynał się tam płaskowyż, na końcu którego jest właśnie jezioro Sewan.
Sewan to największe jezioro w Republice Armenii, a także największe jezioro Kaukazu i jedno z najwyżej położonych jezior świata: 1916 m n.p.m. (https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Sewan_(jezioro)). Woda okazała się zaskakująco ciepła :-). Po drugiej stronie widocznych gór jest Górski Karabach – region będący przedmiotem otwartego sporu pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem.
Po objechaniu dookoła jeziora, kolejnym celem do zwiedzenia był monastyr Sevanavank, położony na przepięknym małym półwyspie.
Na północ od jeziora Sewan zaczynają się góry Małego Kaukazu. Po pokonaniu drogi pięknymi wąwozami dojechałem do miejscowości Alaverdi, gdzie odwiedziłem most królowej Tamar sprzed 800 lat (!) i monastyr Sanahin. Sama miejscowość jest ciekawa, bo leży na dnie kanionu. Był tu jakiś ważny przemysł i dla mieszkańców zbudowano osiedle z blokami na górze tegoż kanionu. Obydwie części są połączone jedną górską i bardzo „kruchą” drogą (gdy próbowałem zjechać na dół, to okazała się zamknięta z powodu remontu zawaliska skalnego) oraz wyglądającą na już niedziałającą kolejką linową…
Ostatnią atrakcją dnia był monastyr Haghpat wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco.
Dzień zakończyłem na drugim z trzech armeńskich kempingów o nazwie Kanchaqar. Kemping miał podstawowe udogodnienia i był popularny wśród obcokrajowców z kamperami 4×4. Jak tylko rozstawiłem namiot, to zaczęło padać „jak w górach”. Po niedługiej przerwie, którą wykorzystałem na kolację i „zalegnięcie”, zaczęła się taka burza, że myślałem że „urwie mi namiot” – wiało i ulewa była taka, że w motocyklu włączył się alarm reagujący na ruch. Z tego co liczyłem, to w nocy przeszły jeszcze 3 kolejne burze z ulewami ale już trochę słabsze.
Dzień 5 (20.06.2023): wyjazd z Armenii
Armenia pożegnała mnie deszczową pogodą oraz „opłatą dodatkową” na granicy wynikającą z uwiecznienia przez wideoradar tablicy rejestracyjnej mojego motocykla poruszającego się z prędkością 72 km/h w terenie zabudowanym, gdzie limit wynosił 60 km/h. Na szczęście sama opłata nie była wysoka, bo wynosiła 2000 AMD, co oznacza około 22 zł.
Podsumowanie
Armenia jest mało popularna wśród zachodnich „zmotoryzowanych” turystów, zapewne ze względu na dużą odległość i konieczność przybycia przez Gruzję. Uciążliwością są też wspomniane formalności celne na granicy. W samym Erywaniu oraz okolicznych atrakcjach turystycznych jest sporo obcokrajowców, którzy zapewne przybywają samolotami, ale zdecydowanie mniej niż w Gruzji.
W przewodniku przeczytałem, że Armenia była najbogatszą z republik byłego ZSRR. W tej chwili widać bardzo duże rozwarstwienie dochodów, bo prowincja wygląda bardzo biednie: złe drogi, błoto, zabytkowe pojazdy i zaprzęgi konne, jakby życie zatrzymało się 50 lat temu. Z kolei w Erywaniu ilość samochodów luksusowych (Mercedesy S i G, Brabusy, Maybachy, itd.) jest większa niż w miastach Europy Zachodniej, wygląda to raczej jak w Moskwie.
Uwaga: na stacjach paliw benzyna tzw. „regular” to paliwo 92 oktanów do starszych silników, a 95 oktanów, które tankuje się do współczesnych silników, tam jest nazywane „premium”, więc takie należy wybierać.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o ciekawostce społeczno-gospodarczej: w Armenii praktycznie nie ma motocykli (!). Widziałem tylko kilka i w większości były na zagranicznych numerach. Mój motocykl był atrakcją dla lokalesów – jak się zatrzymywałem, to ludzie robili sobie ze mną zdjęcia i filmy, nawet spotkałem się z pytaniami dlaczego nie mam z przodu tablicy rejestracyjnej. Próbowałem wyjaśnić ten fenomen z recepcjonistką hostelu w Erywaniu ale nie potrafiła mi go wytłumaczyć – po prostu ich nie ma :-).
Armenia wydała mi się bezpiecznym, przyjaznym i stosunkowo nowoczesnym krajem: drogi były dobre, stacje paliw były dostępne, wszędzie można było płacić kartą płatniczą (ale nie tą zapisaną w smartfonie!), ludzie byli przyjaźni, w szczególności dla turysty na motocyklu. Moim zdaniem główną atrakcją, oprócz zabytków, są przepiękne, dzikie i rozległe krajobrazy.