Na przełomie września i października zrobiłem moją trzecią trasę z cyklu Adventure Country Tracks, tym razem w Chorwacji (wcześniej byłem w Grecji w maju i w Rumunii jesienią 2023). Podobnie jak rok temu, wypatrzyłem sobie „okienko pogodowe”. W ciągu 9 dni, od soboty do następnej niedzieli, dojechałem do Chorwacji do miejscowości Pula, gdzie zaczyna się trasa ACT, przejechałem trasę do wyspy Hvar i wróciłem do Warszawy. Łącznie zrobiłem 3730 km, z czego 927 km na trasie ACT.

Przejechałem całą trasę (w łatwiejszych wariantach w dniu 3 i 4), ale niedokładnie w takim harmonogramie czasowym jak zaplanowali autorzy. Wynikło to z tego, że w niedzielę, będąc na miejscu przed rozpoczęciem trasy, widziałem prognozę pogody: 3 dni słoneczne (poniedziałek-środa), w czwartek intensywny deszcz, w piątek z powrotem ładnie. Oryginalny harmonogram zakładał w czwartek odcinek Knin – Split w głębi kraju i w górach, a intuicja mówiła mi, że deszcz w górach to nie żarty. Zdecydowałem zatem 3 pierwsze dni trasy przejechać w dwa dni kalendarzowe (poniedziałek i wtorek) „cisnąć na maksa”, w środę „uciec” z Knin do Splitu, w czwartek przeczekać deszcz na wyspie Hvar i w piątek dokończyć trasę zgodnie z oryginalnym harmonogramem.

Plan z jednej strony był dobry, bo przejechałem zaplanowaną trasę i uniknąłem deszczu w trakcie jazdy. W czwartek zgodnie z prognozą padało, ale na wyspie Hvar, oddalonej od gór, nie było to dokuczliwe, wykorzystałem czas na spacer i zwiedzanie. Z drugiej strony niefajne było, że w poniedziałek i wtorek dojeżdżałem na nocleg tak późno, że mogłem wyłącznie coś szybko zjeść, złożyć film z kamery i pójść spać. A gdybym jechał zgodnie z planem autorów, to zwiedziłbym spokojnie Rijekę i Karlobag, ciesząc się ciepłymi wieczorami nad morzem.
Noclegi
Zabrałem ze sobą namiot, ale spałem w nim tylko 2 noce na początku trasy: obok Puli i w Senj (w połowie oryginalnego dnia 2.). Trzeci mój nocleg wypadł w Knin daleko od wybrzeża, a tam nie było żadnego kempingu. W czwartek padało od rana do wieczora i byłem skazany na spanie dwa dni „pod dachem”. Z kolei na nocleg z piątku na sobotę, po zakończeniu trasy, wybrałem Split, ale przez to, że kempingi są oddalone od centrum, a zależało mi na zwiedzeniu wieczorem starówki, to także wybrałem tani hotel.
Na wybrzeżu Chorwacji we wrześniu i październiku jest bardzo duża podaż kempingów, kwater i niedrogich hoteli – można bez trudu coś znaleźć za rozsądne pieniądze. To spora różnica w porównaniu do większości trasy w Grecji, gdzie noclegi wypadają w górach, a tam nie ma praktycznie kempingów. Reasumując: warto zabrać namiot. No, chyba że chce się mieszkać w centrum miast, żeby wieczorami zwiedzać urokliwe starówki, to wtedy nie :-).
Trudność trasy
Trasa przez autorów jest określona jako „Medium-High”, czyli łatwiejsza od tych w Rumunii i Grecji. Dużą zaletą dla mnie, jadącemu solo, były opcje „Easy” umożliwiające objechania rzekomo trudniejszych odcinków w dniu 3 i 4.
Zaletą projektu trasy w Chorwacji jest to, że dwa pierwsze dni były najłatwiejsze („Easy”), a w szczególności dzień pierwszy, którego szutry na półwyspie Istria prowadziły praktycznie bez stromych podjazdów i zjazdów. Daje to szansę motocyklistom niezaznajomionym ze specyfiką jazdy po kamieniach szansę na łatwą adaptację – to dokładne przeciwieństwo trasy w Grecji, gdzie pierwszego dnia było najtrudniej (w mojej opinii).
Specyfika jazdy w górach, szczególnie w Chorwacji, wymaga przyzwyczajenia do jazdy kamieniach i bardzo dużej ostrożności na ostrych zakrętach na stromych zjazdach, bo część z nich jest pokryta luźnymi kamieniami i wyprofilowana odwrotnie niż byśmy oczekiwali, czyli w dół stoku. W efekcie, mimo minimalnej prędkości i hamowania wyłącznie silnikiem i tylnym hamulcem, przednie skręcone koło potrafi zsuwać się prosto w dół zamiast zgodnie z łukiem zakrętu, czyli tam, gdzie chce kierowca.
Reasumując: dzień 1 i 2 były łatwe i przyjemne, dzień 3 w zasadzie podobnie, tylko było sporo niezbyt głębokich kałuż (szczegóły na filmach niżej), w dniu 4 (w opcji „Easy”) i w dniu 5 było po jednym trudnym podjeździe (szczegóły na filmach).
Dojazd (28-29.09.2024, sobota-niedziela)
O dojeździe do Pula (1276 km z Warszawy) i powrocie ze Splitu (1511 km do Warszawy) nie ma co wiele pisać, to proste nawijanie kilometrów autostradami. Idealnie się składa, że jadąc na łącznie 9 dni, można użyć 10-dniowej winiety w Austrii i 7-dniowej w Słowenii.
W drodze zrobiłem sobie atrakcję i odwiedziłem Wiedeń.
Dzień „0” (29.09.2024, niedziela)
Trasa zaczyna się w Parku Narodowym Kamenjak, do którego za wstęp musimy zapłacić 5-8€ (w zależności od sezonu) – bilety można kupić online na stronie parku lub przy bramce, ale w tym drugim wariancie trzeba liczyć się z kolejką. Ja pojechałem zobaczyć to miejsce pod koniec dnia dojazdu, około 16:00. Dzięki temu uniknąłem kolejki na wjeździe i otrzymałem do zdjęć doskonałe oświetlenie zachodzącego słońca.




Spałem w namiocie na pobliskim kempingu Arena Stupice Campsite, który okazał się czynny, ale niemal pusty.

Nieczynna była restauracja, więc w poszukiwaniu jedzenia musiałem iść do okolicznej miejscowości Premantura, w której też były czynne raptem dwie restauracje.

Gdybym jechał jeszcze raz w podobnym okresie, to chyba wybrałbym nocleg gdzieś w centrum miejscowości Pula i zwiedził jej starówkę.
Dzień 1 (30.09.2024, poniedziałek)
Mając więcej czasu, można byłoby zwiedzić miasto Pula, ale ja się spieszyłem, więc zobaczyłem tylko fragment „z ulicy”:

Po wyjechaniu z Pula zaczynają się łatwe i przyjemne, ale mało widokowe szutry między polami i gajami oliwnymi półwyspu Istria. Pierwszą atrakcją była przystań nad Kanałem Limskim, fiordem wrzynającym się w półwysep Istria od zachodu.

Drugą atrakcję były wzgórza koło jeziora Butoniga:

Kolejną atrakcją była twierdza Motovun:

Dzień 2 (30.09.2024, poniedziałek i 1.10.2024, wtorek)
Na trasie tego dnia, po opuszczeniu Rijeki wjeżdża się w góry przylegające do wybrzeża. Drogi prowadzą po wschodniej części grani lub przez lasy, więc nie jest tak, że ciągle jest widok na morze i wyspy. Jednak są na trasie dwa punkty widokowe i widok z nich jest naprawdę spektakularny.





W połowie trasy przeznaczonej na ten dzień nocowałem na ładnym, ale małym i zatłoczonym kempingu w Senj (zająłem ostatnie wolne miejsce, kolejne osoby odeszły z kwitkiem).


Następnego dnia kontynuowałem trasę ACT zaplanowaną na dzień 2, która wiodła najpierw podobnymi drogami szutrowymi, a potem kiepskim asfaltem i następnie znowu szutrami przez malowniczą drogę „Uzduzna Velobitska Cesta” (5199):



Zaplanowana przez autorów trasa tego dnia kończyła się w okolicy miejscowości Karlobag, jednak ja byłem tu w połowie dnia i jechałem dalej.
Dzień 3 (1.10.2024, wtorek)
Tego dnia droga skręcała „w ląd” i krajobraz zmienił się, a szczególnie kontrast było widać przejeżdżając przez miejscowości, które w znacznej części były zniszczone i nieodbudowane po wojnie z lat 90-tych. Z tego, co doczytałem w internecie, to przed wojną były to tereny zamieszkane przez Serbów, który nieskutecznie próbowali tu powołać po rozpadzie Jugosławii swoją Republikę Serbskiej Krajiny, ale zostali pokonani przez wojska chorwackie i prawdopodobnie wielu wcześniejszych mieszkańców uciekło, a nowi niechętnie zajmowali ich miejsce.

Jest to niesamowity kontrast pomiędzy bogatym wybrzeżem i bardzo zaniedbanym interiorem. Nieprzyjemną ciekawostką z tamtych czasów były tablice ostrzegające o ciągle istniejących polach minowych i związanym z tym zakazem wstępu:

Za miejscowością Sveti Rok wjeżdża się na szlak reklamowany jako „najrzadziej uczęszczana droga widokowa w Chorwacji”:

Drogę rozpocząłem od straszno-śmiesznego incydentu, bo gdy ruszyłem spod znaku, to moje przednie koło zapadło się w trawę. Jak się okazało, pod nią była olbrzymia dziura wypłukana przez wodę z przebiegającego tam przepustu.





Sam incydent można obejrzeć na poniższym filmie, bo przypadkiem się nagrał. Koło się zaklinowało i gdy się z nim szarpałem, to z pomocą przyszli mi przejeżdżający akurat turyści z Niemiec.
Dalej droga wiodła w góry do przepięknego punktu z widokiem na morze z jednej strony i na imponującą formę skalną z drugiej. Rzekomo w tym miejscu były kręcone westerny o Winnetou – były to produkcje niemiecko-jugosłowiańskie (źródło).




Ostatni odcinek tego dnia był nietrudny, ale ze względu na zamknięty most musiałem wykonać spory objazd, żeby dostać się na zaplanowaną trasę po drugiej stronie:

Dzień zakończyłem w Knin, które niestety nie okazało się ładną miejscowością, bo w niczym nie przypominam miast na chorwackim wybrzeżu. Był położony w górach, co było dla mnie najważniejsze.


Dzień 4 (2.10.2024, środa)
Zaraz po wyjeździe z Knin wjeżdża się kanion rzeki Krka, który wygląda imponująco:


Ciekawe, że później na zdjęciach w Google Maps widziałem wodospad, którego sam nie zauważyłem będąc na miejscu. Być może dlatego, że widać go na dole kanionu, do którego nie wjechałem, choć prowadziła tam otwarta droga – szkoda, że autorzy trasy ACT nie poprowadzili tam ścieżki GPX.
Następnie droga wiodła na południe nietrudnymi i malowniczymi szutrami przez dolinę z niską roślinnością, dzięki czemu były ładne widoki na sąsiadujące góry.



Następnie droga się rozdzielała na wariant „hard” i „easy”. Wybrałem ten drugi, który na początku wiódł asfaltami, ale potem już atrakcyjnymi szutrami, gdzie były dwa nieproste podjazdy (drugi jest na poniższym filmie).



Trasa tego dnia zakończyła się na przystani promowej w Splicie, gdzie o 14:30 wsiadłem na prom na wyspę Hvar.


Prom dopłynął o 16:30 koło miejscowości Stari Grad.

Stamtąd dojechałem kilkanaście kilometrów do miejscowości Hvar, gdzie zamierzałem następnego dnia przeczekać zapowiadane opady. Wieczorem udało mi się zwiedzić jeszcze centrum miasta.



Dzień „odpoczynkowy” (3.10.2024, czwartek)
Zgodnie z planem w Knin padało już od nocy, więc mój pomysł, żeby tam nie być, sprawdził się. W Hvarze zaczęło padać o 10:00 ale niezbyt mocno, więc mogłem sobie na spokojnie zwiedzić miasto.











Dzień 5 (4.10.2024, piątek)
Trasę zaplanowaną na ten dzień już znałem w praktyce, bo w maju wybiłem sobie na jednym ze zjazdów kciuk wracając z Grecji, przez co nie mogłem jej wtedy ukończyć. Trasa tego dnia była zdecydowanie najbardziej widokowa, bo niemal cały czas było widać morze. Zaczynała się od przystani promu, a następnie wiodła górami w kierunku miasta Hvar (tego, w którym spałem).
Wjeżdżając na odcinek zapamiętany jako najtrudniejszy podjazd początkowo ucieszyłem się, bo widać było, że został on wyrównany. Jednak nie uchroniło mnie to przed wywrotką na zjeździe, bo wyrównana powierzchnia okazała się dla odmiany grząska i śliska (pewnie po deszczu z dnia poprzedniego)

Dojeżdżając do Hvar górami można było się ponownie cieszyć widokami na miasto:

Pierwszą ważniejszą atrakcją widokową było miasto Hvar widziane ze wzgórza Napoleona – obecnie obserwatorium astronomiczne:


Drugą atrakcją był niemal wjazd na najwyższy szczyt wyspy Sveti Nicola, tylko ostatnie około 100 metrów trzeba było pokonać na piechotę – widok był „powalający”:



Po zjeździe z góry trasa wiodła wygodnymi i w miarę prostymi szutrami, na których w końcu można się było trochę rozpędzić.

Wymagający był (niemal) ostatni podjazd na trasie tego dnia uwieczniony na filmie poniżej, był zdecydowanie najdłuższy, ale na szczęście prowadził niemal w linii prostej – sztuką było nie dać się zrzucić z motocykla i nie wypaść z trasy. Na szczęście po bokach były krzaki, a nie przepaści, więc ewentualny błąd byłby co najwyżej bolesny, ale nie niebezpieczny.

Trasa tego kończyła się przy malowniczej latarni na wschodnim krańcu wyspy koło miejscowości Sućuraj:


Powrót na wyspy na stały ląd był kolejnym promem (30 minut).


Zdecydowałem to popołudnie i wieczór spędzić w Split, żeby zwiedzić zabytkowe centrum miasta wpisane na listę Unesco – rewelacja, polecam.






Powrót do Polski (5-6.10.2024, sobota-niedziela)
Powrót autostradami był mało emocjonujący. Było zimno ale na szczęście niemal bezdeszczowo – mimo temperatury około 8°C podpinki i kurteczka puchowa Rukka pozwoliły mi w miarę komfortowo wrócić do domu.

Podsumowanie
Chorwacka trasa ACT jest turystycznie zdecydowanie atrakcyjniejsza niż grecka i rumuńska, bo noclegi (z wyjątkiem Knin) są zaplanowane w bardzo ładnych nadmorskich miejscowościach. Pewnie w lipcu-sierpniu jest tam tłum, ale również ze względu na upały nie ryzykowałbym wyjazdu tam w takim terminie. Z kolei maju-czerwcu oraz wrześniu-październiku, jeżeli tylko nie pada, to warunki są idealne do jazdy na motocyklu – takie terminy zdecydowanie polecam. Trasy, z wyjątkiem odcinka przy Rijece są poprowadzone z dala od głównych dróg, więc tłumy turystów nie przeszkadzają.
To na co zdecydowanie trzeba uważać, to luźne kamienie, bo są one praktycznie na wszystkich drogach szutrowych. Mając to na względzie, to wydaje mi się, że trasa w wariantach łatwiejszych jest łatwiejsza niż ta w Grecji i Rumunii.