Przełęcz Salambar, 3,204m, Iran

Iran na motocyklu

Czy motocykliści mogą znaleźć miejsce, gdzie pogoda jest słoneczna i jest ciepło, są tam kręte górskie drogi z pięknymi widokami na ośnieżone szczyty i ruch na nich jest niewielki, miejscowi ludzie są przemili i pomocni, a benzyna jest niemal za darmo? Brzmi jak marzenie? To rzeczywistość – w Iranie! 

W tym roku na dłuższy urlop motocyklowy zdecydowałem wybrać się do Iranu 🇮🇷. Tym razem był to wyjazd dwoma motocyklami, z Waldkiem z Jeleniej Góry na Husquarna Norden 900 – doświadczonym motocyklistą, który był wcześniej też w Pamirze (“na kołach” przez Rosję, przed agresją na Ukrainę). Taka decyzja była uzasadniona obawami o bezpieczeństwo i trudności organizacyjne podczas pokonywania granicy i na miejscu w Iranie, okazało się to częściowo uzasadnione.

Skracając opowieść, to wyjazd udał się znakomicie, w 25 dni przejechałem 12.500 km (Waldek odrobinę mniej z Jeleniej Góry), na miejscu spędziliśmy 14 dni, odwiedzając wiele z najważniejszych miast i atrakcji turystycznych, kolejno: Kazwin, góry Elburs, Teheran, Kaszan, Isfahan, Jazd, Pasargady, Persepolis, Sziraz i góry Zagros. 

Mapa całej trasy
Mapa części trasy w Iranie

Wrażenia były niezwykłe, ponieważ Iran okazał się miejscem wyjątkowym, a sytuacja na miejscu zdecydowanie różniła się od medialnego obrazu znanego nam w Polsce. Spodziewałem się państwa policyjnego i wszechobecnych kontroli, a nic takiego nie było. Owszem, wiele kobiet było ubranych na czarno i większość hidżabach lub chustach zasłaniających włosy. Był też całkowity brak alkoholu. Ale poza tym są tam zupełnie normalni, uśmiechnięci, niesamowicie przyjaźni i chętni do rozmów ludzie. W większych miastach są nowoczesne dzielnice, gdzie wiele kobiet chodzi z odsłoniętymi włosami mimo zakazu. Nie ma nowych europejskich samochodów, za to jest wiele starych marek japońskich, nowych “chińczyków” oraz nieśmiertelnych Peugeotów 405 produkowanych w Iranie do 2024 roku pod nazwą “Pars” oraz półciężarówek Zamyad.

Podróż była zaskakująco sprawna, bo drogi okazały się zupełnie przyzwoite. Policja zatrzymywała nas tylko z ciekawości (łącznie 3 razy), małe rodzinne hoteliki znajdowaliśmy przez Google Maps. Na przejściu granicznym kupiliśmy lokalne karty SIM, więc w większości przypadków Google Translator załatwiał nam kwestię komunikacji, bo znajomość angielskiego jest rzadkością, nawet w niektórych hotelach. Paliwo jest praktycznie za darmo, nas kosztowało 15 groszy za litr, napełnienie zbiornika w motocyklu kosztowało do 2 zł (ale są ograniczenia w wywozie, o czym piszę dalej). Ceny hoteli wynosiły od 30 do 50€, najczęściej około 35. Najczęściej wybieraliśmy tzw. hotele “butikowe“ lub “tradycyjne”, co w praktyce oznaczało odnowiony historyczny dom z pięknym dziedzińcem i ładnie zaadaptowanymi pokojami z łazienkami. W cenę takich hoteli było wliczone śniadanie. 

Największą codzienną uciążliwością była kwestia płacenia, bo karty płatnicze systemów Visa/Mastercard nie są obsługiwane, więc trzeba się posługiwać lokalną gotówką (szczegóły niżej). 

Pogodę trafiliśmy dobrą, bo nie padało, ale skoki temperatur były spore: od 8 stopni w Bułgarii, przez około 18 stopni w Turcji, do 41 stopni w Iranie w okolicach pustyń. Ja jechałem w jednym zestawie (kurtka i spodnie) “adventure” plus kurtka przeciwdeszczowa plus podgrzewana kamizelka, więc gdy było zimno, to się dogrzewałem, a na pustyni jechałem z rozpiętą kurtką. Waldek miał osobny zestaw “letni” i lżejsze buty, jednak nie było mu przez to wiele chłodniej, a musiał przez całą drogę wieźć dodatkowy worek na ubrania na tylnym siedzeniu. Wydaje się, że dzięki mojej niskiej szybie w Tenere 700 miałem lepszy wentylujący obieg powietrza w kombinezonie niż Waldek zasłonięty wielką turystyczną szybą w Nordenie.

Poniższy opis to nie relacja „dzień po dniu”, tylko omówienie najciekawszych zdarzeń i miejsc, które odwiedziliśmy. Na końcu zamieszczam trochę uwag praktycznych dla osób, które chciałyby wybrać się w podobną podróż.

Przygotowania

Wyjazd do Iranu jest organizacyjnie bardziej skomplikowany niż podróżowanie w ramach strefy Schengen i nawet Rosji czy Armenii.

Przed wyjazdem trzeba załatwić kolejno:

  1. Międzynarodowe prawo jazdy (https://www.gov.pl/web/gov/uzyskaj-miedzynarodowe-prawo-jazdy) – koszt dokumentu to 35 zł plus koszt wykonania zdjęcia
  2. Wizę z ambasady Iranu w Warszawie, a do jej otrzymanie potrzebne jest zaproszenie (promesa), które otrzymaliśmy z pomocą biura “Gazele z Iranu” (http://dwiegazeleziranu.com/wiza-iran) – koszt promesy to 250 zł, koszt wizy to 60€
  3. Dokument celny „Carnet de passage en douane” dla motocykla, który wyrabia się z minimum miesięcznym wyprzedzeniem w Polskim Związku Motorowym za opłatą 1.100 zł + kaucja zależna od wartości motocykla, w moim przypadku było to 22.000 zł  (wyjaśnienie niżej)
  4. Ubezpieczenie turystyczne obejmujące Iran, np. firmie Warta z opcją „Działania wojenne” za ok 900 zł (https://www.warta.pl)
  5. Ubezpieczenie motocykla “zielona karta” wymagane w Turcji

Dodatkowo trzeba pamiętać, że w Iranie:

  • nie można płacić naszymi kartami płatniczymi (Visa i MC), więc trzeba jechać z gotówką w euro lub dolarach i wymienić na miejscu na lokalną walutę
  • nie można korzystać polskiej karty SIM, więc trzeba kupić lokalną na miejscu
  • nie można robić rezerwacji noclegów przez Booking.com, ale adresy i numery telefonów są na Google Maps, a rezerwacja wielu z nich jest możliwa przez aplikację WhatsApp

Uwaga: polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych prezentuje cały czas ostrzeżenie „W związku z możliwością eskalacji konfliktu na linii Iran-Izrael oraz wystąpienia działań zbrojnych MSZ odradza wszelkie podróże do Iranu. Obywatele polscy, którzy przebywają w Iranie, powinni natychmiast opuścić jego terytorium.” (https://www.gov.pl/web/iran/informacje-dla-podrozujacych), jednak w naszej praktyce na miejscu nic nie wskazywało na żadne zagrożenie – ludzie żyją normalnie, a policja i wojsko nie były widoczne bardziej niż w sąsiednich krajach, np. w Turcji. Należy jednak pamiętać, że jest to opinia autora oparta na doświadczeniach i obserwacjach z wizyty w maju 2025, a przed ewentualnym wyjazdem należy to samodzielnie jeszcze raz sprawdzić.

O przyczynach sankcji oraz idei karnetu CPD napisałem sekcje na końcu artykułu.

Dojazd 

Z Warszawy do granicy Iranu jest ok 3700 km. Zaplanowaliśmy pokonanie tego dystansu w 5 dni, nocując kolejno w:

  • Budapeszcie – przejechane 870 km, piękna pogoda, temperatura od 14°C w Polsce rano do 28°C na Węgrzech
  • Sofii – przejechane 770 km, piękna pogoda i ciepło, chociaż na granicy z Bułgarią trochę pokropiło i zrobiło się chłodniej
  • Bolu w Turcji – przejechane 814 km, temperatura od 8°C w Bułgarii przez 22°C w okolicach Stambułu do z powrotem około 10°C w Bolu
  • Erzincan w Turcji – przejechane 783 km, od 8°C rano do około 18-21 w ciągu dnia, otarliśmy się o przelotne deszcze
  • Bazargan w Iranie – przejechane 505 km + pokonanie granicy, ponownie zimno od 8°C rano do 20°C w ciągu dnia

Dni dojazdu wyglądały bardzo podobnie: śniadanie najwcześniej jak się da, nawijanie odcinków po około 250 km z przerwami na tankowanie, WC, kawę i przekąski. Po dojechaniu do hotelu w docelowym mieście braliśmy szybki prysznic, szliśmy na kolację w knajpie, zwiedzanie miasta i spać.

Monotonię podróży uatrakcyjniły nam dwa incydenty na granicy Bułgaria-Turcja. Niemal w tym samym momencie okazało się, że Waldek przez pomyłkę zabrał w podróż ubezpieczenie “zielona karta” motocykla… z zeszłego roku. Został przez celników odesłany do agencji na granicy, gdzie za 60€ kupił lokalne ubezpieczenie. W tym samym czasie w mojej Yamaha Tenere padł akumulator, najprawdopodobniej dobity wielokrotnym uruchamianiem silnika w wolno poruszającej się kolejce samochodów. Szczęśliwie po “przepchaniu” motocykla przez granicę poprosiłem spotkanych tam wysportowanych młodzieńców, żeby pomogli mi go uruchomić z pychu i z włączonym silnikiem czekałem na Waldka. W tym samym czasie znalazłem warsztat motocyklowy “Motomekan Unique” (https://maps.app.goo.gl/JhFYC3jyhWDQppuV6, polecam!) i przez WhatsApp ustaliłem dostępność i cenę nowego akumulatora. Po dojechaniu do miasta został on ekspresowo wymieniony i już później nie miałem z nim problemów.

Warte zaznaczenia jest, że mimo że był to maj i jechaliśmy na południe, to jadąc motocyklem, trzeba być przygotowanym na skrajnie różne temperatury. Przydały się ubrania przeciwdeszczowe do ochrony przed wiatrem i moja elektrycznie podgrzewana kamizelka.

Pokonywanie granicy wjazdowej do Iranu z Turcji (Gürbulak-Bazargan)

Przejścia graniczne pomiędzy Turcją a Iranem różnią się od tych, które znamy z Europy. W Europie, jeżeli w ogóle jest kontrola, to działa tak, że ustawiamy się w kolejce za poprzednim pojazdem i podjeżdżamy do okienek, gdzie kolejno sprawdzane są paszport i dowód rejestracyjny motocykla. Ta sama operacja jest wykonywana po obu stronach granicy. Na niektórych granicach dodatkowo sprawdzane jest ubezpieczenie “zielona karta” i prawo jazdy i wykonywana jest kontrola bagażu, najczęściej połowiczna. W trakcie przekraczania granicy przed nami i za nami jest kolejka samochodów, urzędnicy wykonują taśmowo taką samą pracę dla wszystkich pojazdów, ruch jest płynny. Urzędnicy znają choćby minimalnie język angielski i procedury są w miarę jasne. W przypadku problemów, jak brak ubezpieczenia to oni pokierują do właściwego punktu, gdzie można taki problem załatwić.

Przejścia graniczne pomiędzy Turcją i Iranem działają inaczej. Podstawowa różnica jest taka, że obsługują one w większości ruch pieszy i trochę ciężarówek (szacuję, że w proporcjach 90/10) i tak są też zoptymalizowane ich procedury. Przyjeżdżając motocyklem lub samochodem osobowym wjeżdżamy na przejście i jesteśmy sami – nie ma się za kim ustawić się w kolejce. O takim przejściu granicznym trzeba myśleć bardziej jak o urzędzie, to my mamy obowiązek wiedzieć gdzie się udać, co i jak tam załatwić. Sprawę komplikuje fakt, że tamtejsi urzędnicy rzadko rozmawiają po angielsku. Tą pustkę organizacyjną obsługują tzw. “fixerzy” (pol.: “załatwiacze”) pracujący na granicy w mniejszym lub większym porozumieniu z urzędnikami. Pobierają za to jawną lub niejawną opłatę.

Na granicy wyjazdowej z Turcji w kolejce przed nami był tylko jeden samochód dostawczy, więc stanęliśmy w kolejce. Zanim podeszliśmy do kontroli paszportowej, przyszedł do nas jakiś mężczyzna i zaczął tłumaczyć przez jego Google Translator, że mamy zapłacić jakąś “karę za tablice motocyklowe” wskazując na budkę 50 metrów wcześniej. Udaliśmy się tam, a obecny tam urzędnik po angielsku wytłumaczył nam, że musi sprawdzić nasze motocykle, czy nie mamy mandatów za przekroczenia prędkości. Mieliśmy. Ja jeden drobny, Waldek ten sam drobny oraz drugi większy, na prawie 100€ (tajemnica skąd ten mandat się wziął, częściowo wyjaśniła się w czasie powrotu, patrz dalej). Płatność oczywiście w lira tureckich, których nie mieliśmy. I wtedy pojawił się “cały na biało” tamten mężczyzna z plikiem lirów w dłoni i propozycją, że on nam je wymieni. Chcąc nie chcąc skorzystaliśmy z oferty.

Po kontroli paszportowej i dowodów motocykli w Turcji rozsunęły się dwie ciężkie bramy i wjechaliśmy na przejście do Iranu.

Po stronie irańskiej byliśmy jedynym pojazdem, więc od razu zostaliśmy miło powitani przez czekających tam żołnierzy. Po pobieżnym sprawdzeniu paszportów kazali nam zostawić motocykle i przejść do dużego budynku, gdzie odbywała się odprawa pieszych. Działy się tam dziwne sceny: ciemno ubrani ludzie z wielkimi plastikowymi workami przepychali się w kolejce przez wąskie bramki do jednego stanowiska kontroli paszportowej. Żołnierz przyprowadził nas bokiem, kazał zatrzymać kolejkę i dał nasze paszporty i wydrukowane wizy. Kontroler, widząc je, wpadł w delikatną konsternację, zadzwonił gdzieś i zaczął je sprawdzać w komputerze. Czekanie trwało z 10 minut, w tym czasie osoby w kolejce zaczęły się denerwować i patrzeć na nas z rosnącą niechęcią. Kontroler zaczął nam nieporadnie tłumaczyć, że są jakieś problemy i gdzieś kilka razy dzwonił, po czym odłożył nasze dokumenty na bok i zaczął obsługiwać kolejkę. Następnie przyszedł inny pogranicznik i kazał nam iść do innego biura. Tam jakiś ważny urzędnik sprawdził nasze dokumenty (kolejne 10 minut) i kazał nam ponownie czekać. Po kolejnych 20 minutach pojawił się nowy człowiek, ubrany cywilnie, świetnie mówiący po angielsku i przemiły, jak się zaraz okazało był to “zaprzyjaźniony” fixer. Wyjaśnił nam, że z moją wizą jest problem i muszę wrócić do Turcji do Erzurum (300 km, 4h jazdy) i sprawdzić to w konsulacie. Na nasze uwagi, że mamy tak samo wyrobienie wizy i nie może być tak, że z jedną jest problem, tłumaczył, że takie rzeczy się zdarzają… Zapewnił nas, że to jednak da się “naprawić” na miejscu i tą sprawę postara się to załatwić. Po kolejnym oczekiwaniu okazało się, że jednak się udało i wtedy sprawy poszły już szybko. Fixer wziął nasz karnet CPD i zaprowadził nas do stolika przemiłej pani, która opieczętowała go dokładnie i przepisała dane motocykli do wielkiej papierowej księgi. Trochę to trwało, bo musiała przepisać szczegóły z dokumentu po angielsku w języku perskim, więc fixer rzetelnie jej pomagał i dopytywał nas o jakieś drobne szczegóły. 

Na zakończenie zapytał, ile potrzebujemy gotówki, czy potrzebujemy karty SIM i ubezpieczenie motocykli (europejska “zielona karta” tam nie jest uznawana). Jego pomocnik od ręki wymienił nam 50€ i 50$ (nie chcieliśmy wymieniać więcej, obawiając się o nieuczciwy kurs). Następnie pojechaliśmy motocyklami za samochodem fixera do biura agencji ubezpieczeniowej, gdzie zapłaciliśmy 60€ za dwa motocykle. Po tym ostatecznie wyjechaliśmy z obszaru przejścia granicznego (fixer na wyjściu pokazał “obiegówki” z zebranymi od poprzednich urzędników pieczątkami) i wjechaliśmy do przygranicznej miejscowości Bazargan na ulicę, gdzie czekali kolejni pomocnicy w sprawie irańskich kart SIM. Po zawziętych negocjacjach stanęło na opłacie  60€ za dwie karty SIM. Przy sprzedawcach potwierdziliśmy, że poprawnie działają i się rozliczyliśmy.

Na końcu uprzejmy fixer poprosił o opłatę i po kurtuazyjnych negocjacjach zapłaciliśmy mu za pomoc 50€ – po tych emocjach zgodnie uznaliśmy, że to były dobrze wydane pieniądze.

Pokonanie obu części granicy, łącznie z wymianą gotówki i zakupem ubezpieczeń i kart SIM zajęło nam 2h, co wydaje się czasem bardzo dobrym, bo czytaliśmy, że wiele osób spędziło tam więcej czasu.

Zwiedzanie gór, wybrzeża, pustyni i wykopalisk Iranu

Poza zwiedzaniem miast zwiedziliśmy kilka innych atrakcji. 

Pierwszą z nich były góry Elburs: dolina Alamut (https://pl.wikipedia.org/wiki/Alamut) i spektakularna Przełęcz Salambar na wysokości 3,204m, przez którą prowadzić 45-kilometrowa szutrowa droga możliwa do pokonania także dla odważnych zwykłymi samochodami osobowymi (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/7768-salambar-pass.html).

Drugą było wybrzeże morza Kaspijskiego. Na odcinku, który przejechaliśmy, okolica okazała się niezbyt atrakcyjna. Mimo że sama plaża była szeroka, czysta i ładna, to zatłoczona droga międzymiastowa i zabudowa pomiędzy nią i plażą była nieładna. Spodziewaliśmy się “riwiery” podobnej jak w Turcji czy Gruzji nad Morzem Czarnym, a na niemal 100-kilometrowym odcinku były raptem 3 hotele i nie udało nam się znaleźć żadnej przyzwoitej restauracji. Hotel, który przymusowo wybraliśmy, okazał się najgorszym odwiedzonym: bez śniadania, WiFi, z brudnym pokojem i bez papieru toaletowego (!).

Wracając z wybrzeża na południe, chcieliśmy przejechać przez przełęcz Kandovan (2,989m, https://www.dangerousroads.org/asia/iran/4752-kandev%C4%81n-pass.html) starą drogą, ale okazała się ona zamknięta od strony północnej. Na pocieszenie udało mi się wjechać do ⅔ wysokości od strony południowej.

Kolejną atrakcją terenową miał być przejazd 45-kilometrową drogą przez pustynię do zabytkowego karawanseraju Maranjaab (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/6393-maranjab-caravansary.html). Niestety okazało się, że jest to teren parku narodowego, a wjazd własnymi pojazdami jest zabroniony. Strażnik przy szlabanie tłumaczył nam, że droga jest w złym stanie i powinniśmy zostawić nasze motocykle na parkingu i pojechać do karawanseraju samochodem terenowym z kierowcą. Argumentowaliśmy, że nasze terenowe motocykle sobie spokojnie poradzą i chcemy wjechać na własne ryzyko, ale strażnik się uparł, że “przepisy to przepisy” i zabronił nam wjazdu. Temperatura była wysoka, ponad 35°C, więc ostatecznie zrezygnowaliśmy.

Następnym miejscem była „czerwona wieś” Abjane, o której informację znaleźliśmy na blogu Bartka (https://dwiegazeleziranu.com/iran-atrakcje-abyaneh) – jest specyficzna ze względu na czerwony kolor gliny używany do wyrobu cegieł oraz specyficzny klimat wynikający z odosobnienia. Droga dojazdowa (i powrotna) też była warta zjechania z głównego szlaku.

Chcieliśmy koniecznie zobaczyć, jak wygląda pustynia i życie na niej. Dotarliśmy do Ghurtan Burg – doskonale zachowanej cytadeli na pustyni. Dała ona znakomite wyobrażenie, jak dawno temu musiało wyglądać życie w takich warunkach.

Po drodze na południe odwiedziliśmy “Cypress of Abarkuh” – najstarsze drzewo w Iranie, którego wiek jest oceniany na ok 4000 lat – miejsce okazało się zadbane i odwiedzane przez Irańczyków.

Kolejne atrakcje, to wykopaliska archeologiczne. Pierwszym było Pasargady, gdzie dominuje grób Cyrusa Wielkiego, założyciela imperium Achemenidów (550 p.n.e.) – to było pierwsze miejsce, gdzie spotkaliśmy turystów zagranicznych oraz znaną z Europy “infrastrukturę turystyczną”: bilety, płatny parking, restauracje i bary, przewodników i sprzedawców pamiątek. Sam grób był ładny, ale całość zbytnio nie imponowała.

Drugim stanowiskiem archeologicznym było Persepolis – imponujące ruiny miasta leżące u podnóża góry. Jak przeczytaliśmy w przewodniku, Persepolis było stolicą imperium Achemenidów założonego przez Dariusza I w 518 pne. Największe wrażenie robił fakt, że budowle zostały posadowione na kilkunastometrowym podniesieniu, do których prowadziły szerokie schody – wykonanie tego w tamtych czasach to musiało być niesamowite zadanie inżynierskie.

Ostatnią atrakcją był przejazd przez Góry Zagros. Pierwszego dnia pokonaliśmy niewybitną „drogową” przełęcz Kazerun 2203 m. (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/6394-kazerun-pass.html) a potem imponującą przełęcz Bijan 3215 m. (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/12311-navigating-bijan-pass-a-scenic-road-through-iran-s-mountainous-heart.html)

Następnego dnia przejechaliśmy drogą Shool Abad 2,954 m (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/12359-the-unpaved-road-to-gardaneh-ye-galeh-badush-in-iran-s-zagros-mountains.html). Mimo że nie było na niej opisanego szutru, tylko zupełnie dobra droga asfaltowa to zgodnie uznaliśmy ją za najciekawszą z całego wyjazdu, bo była to 160 km jazdy krętymi i wąskimi drogami z przepięknymi widokami.

Dzień zakończyliśmy niewybitnej drogi Nahavand – Nurabad z przełęczą 2,357m. (https://www.dangerousroads.org/asia/iran/12361-the-road-to-gardaneh-ye-garin-offers-a-chill-out-experience-in-high-mountains.html) i jedynym na tym wyjeździe noclegiem przy górskiej rzece.

Ostatnią atrakcją wartą wspomnienia była Przełęcz Ganjnameh 2.801m.
(https://www.dangerousroads.org/asia/iran/8424-ganjnameh-pass.html)

Zwiedzanie miast Iranu

Miasta w Iranie są gwarne i zatłoczone, ale historyczne centra są pełne atrakcji turystycznych, które warto odwiedzić. Byliśmy w 7 miastach i już w czwartym zauważyliśmy, że pewne elementy w każdym z nich się powtarzają i wyglądają stosunkowo podobnie, więc później atrakcyjność ich zwiedzania była niższa.

Miejscami, które zgodnie z rekomendacją przewodników odwiedzaliśmy były:

  • meczety – miejsca, gdzie muzułmanie się modlą, zawsze byli wierni, atmosfera była relatywnie luźna – ludzie rozmawiają, korzystają z telefonów, czytają Koran lub inne książki – wejście za darmo
  • mauzolea – miejsca pochówku ważnych osób, atmosfera jak w meczetach – wejście z darmo, zdarzały się kontrole osobiste i zakaz wnoszenia “profesjonalnych” aparatów fotograficznych
  • parki i skwery – pełne zieleni i fontann, dużo mieszkańców i turystów, wiele z nich pikniku na trawie – wejście na ogół za darmo
  • muzea – IMO najważniejsze Muzeum Narodowe w Teheranie – super architektura, artefakty oraz opisy również po angielsku, wejście płatne
  • rezydencje i łaźnie – historyczne budynki lub całe kompleksy, odnowione i otwarte dla turystów, wejście płatne
  • bazary – ulokowane w historycznych centrach miast, pełne ludzi i atrakcji architektonicznych (karawanseraje, meczety, restauracje i bary), wejście za darmo
  • wieża widokowa w Teheranie (https://miladtower.tehran.ir/) – w mojej opinii must-have, jedna z najwyższych wież na świecie z przepięknym widokiem na miasto i góry na północy od stolicy, wejście relatywnie drogie, ok 20€, zakaz wnoszenia “profesjonalnych” aparatów fotograficznych

O poruszaniu się taksówkami napisałem niżej bardziej szczegółową sekcję.

Kazwin 

Teheran 

Kaszan 

Isfahan 

Jazd 

Sziraz 

Gościnność, komunikacja i bezpieczeństwo  

Irańczycy są niezwykle gościnni i przyjaźni. Niemal na każdym kroku byliśmy pytani skąd jesteśmy i nie potrzebujemy jakiejś pomocy. Było to bardzo miłe, chociaż momentami nieco uciążliwe. Na przykład, gdy zatrzymywaliśmy się w jakimś ładnym miejscu przy drodze, żeby zrobić zdjęcie i były tam jakieś osoby, to natychmiast zaczynała się rozmowa i niekiedy częstowanie herbatą i różnymi przekąskami (ciastka, owoce). Trudno było grzecznie takie spotkanie przerwać, więc później wybieraliśmy miejsca postoju, gdzie nikogo nie było. 

Byliśmy też zagadywani stojąc w miastach w korkach z sąsiednich samochodów przez ich kierowców przez otwarte szyby. Było to uciążliwe, bo w hałasie silników naszych motocykli i w kaskach oraz zatyczkach do uszu ciężko mi było zrozumieć pytania.

Znajomość angielskiego wśród Irańczyków spoza branży turystycznej jest słaba, zdarzało się to również w niektórych hotelach i w wielu restauracjach. Opanowaliśmy sprawne posługiwanie się aplikacją Google Translator, do której mówiliśmy pytanie, a jego przetłumaczoną wyświetlaną treść pokazywaliśmy rozmówcy. Żeby otrzymać odpowiedź wykonywaliśmy tą samą operację w drugą stronę, prosząc rozmówcę, żeby mówił do telefonu i sprawdził. Działało to zaskakująco dobrze pod warunkiem, że wypowiedzi były sformułowane w prosty sposób. Co ciekawe, Irańczycy także często korzystali z tej samej aplikacji w taki sposób w swoich telefonach.

Nie odczuwaliśmy zagrożenia pospolitą przestępczością ani ryzykiem kradzieży motocykli. To drugie wynikało z prozaicznej przyczyny, że takiego motocykla nie dałoby się zarejestrować w Iranie. W hotelach korzystaliśmy z zamkniętych parkingów lub dziedzińców obiektu, w najgorszym przypadku stały pod samym wejściem pod nadzorem monitoringu. Nic złego się nie stało.

Z konieczności przetestowaliśmy też irańską służbę, bo Waldek potrzebował konsultacji w klinice okulistycznej. Kolejka była minimalna, recepcjonista i lekarz doskonale mówili po angielsku, koszt usługi wyniósł ok 7€.

Drogi, samochody i kultura kierowców

Główne drogi są znośnej jakości i mają po dwa pasy, a autostrady mają nawet po 3 pasy. Niestety zdarza się, że ciężarówki jeżdżą środkiem lub nawet lewym pasem, jak na prawym są dziury lub wzajemnie się wyprzedzają, szczególnie na podjazdach. Wielokrotnie widzieliśmy ekipy doraźnie łatające drogi, więc ktoś tego pilnuje. 

Drogi lokalne i te w górach były zaskakująco dobrej jakości, niektóre nawet zupełnie nowe.

Ze względu na międzynarodowe sankcje po Iranie jeżdżą głównie stare i bardzo stare pojazdy, szczególnie ciężarówki. Ich stan jest kiepski, a emitowane spaliny, szczególnie na podjazdach, są masakryczne. Jest trochę nowych samochodów chińskich i lokalnych marek, ale głównie w dużych miastach.

W Iranie nie można rejestrować motocykli o pojemnościach większych niż 250 cm2, więc nasze motocykle były nie lada atrakcją. Małe motocykle i skutery są użytkowane masowo, na ulicach jest ich zatrzęsienie, warsztatów też jest bardzo dużo.

Lokalne motocykle poruszają się głównie po miastach i obrzeżach, ale spotkaliśmy 2-3 mini-advenczery w trasie. Na autostradach jest zakaz poruszania się motocyklami, bo teoretycznie w Iranie nie może być takich, które by odpowiednio szybko jeździły. Uznaliśmy, że nas na dużych motocyklach ten zakaz nie dotyczy i nikt nie robił z tego problemu.

Autostrady są płatne jakimś elektronicznym systemem opłat, ale uznaliśmy, że skoro motocykle nie mogą jeździć po autostradach, to nie ma dla nich opłaty. Mijaliśmy bramki niezatrzymywani przez nikogo.

Uciążliwością, do której trzeba się przyzwyczaić, są wszechobecne progi zwalniające, przed którymi samochody gwałtownie hamują. Trzeba uważać, żeby jadąc blisko za jakimś samochodem nie zagapić się, bo on może gwałtownie zahamować przed progiem, którego my jeszcze nie widzimy.

Poszanowanie przepisów jest niskie, często widzieliśmy wjeżdżanie na czerwonym świetle, jazdę pod prąd itp. Byliśmy początkowo przestraszeni wymuszaniem pierwszeństwa przy skręcie w lewo na skrzyżowaniu przed samochodami jadącymi z naprzeciwka. Jednak w całym tym bałaganie jest wiele kultury i wyczucia, tzn. wymuszający pierwszeństwo patrzy, czy inne pojazdy go puszczą, w przeciwnym wypadku rezygnuje. Klaksony słyszeliśmy rzadko.

Ze znanych mi miejsc porównałbym to do sytuacji w Albanii. 

Nawigacja

Garmin oraz pewnie inni producenci nawigacji motocyklowych nie oferują map Iranu. Są dostępne online mapy Google Maps i OpenStreetMap, z czego tą drugą można zaimportować do nawigacji Garmin Zumo XT (Waldek miał taką samą) – tak samo robiłem jadąc do Gruzji i Armenii.

Niestety na miejscu okazało się, że Garmin w tak zaimportowanej mapie nie rozróżnia typów dróg – przejazd przez pierwsze większe miasto Tebriz, zamiast obwodnicą, skończył się nawigacją przez centrum, gdzie utknęliśmy w mega-korku. Nauczony tym doświadczeniem, wieczorem planując podróż na kolejny dzień, umieszczałem w Garmin na trasie punkty pośrednie przerysowane z Google Maps ze smartfona, gdzie nawigacja działała znakomicie. Zdarzało się też, że w nawigacji Garmin na mapie z OpenStreetMap nie było nowszych odcinków dróg, ale gdy mieliśmy wątpliwość, to zatrzymaliśmy się i sprawdzaliśmy drogę w Google Maps w smartfonie.

Tankowanie paliwa

To jest temat bardzo specyficzny dla Iranu, bo z jednej strony paliwo jest bardzo, bardzo, bardzo tanie: pokonując 4356 km w Iranie zatankowałem łącznie 182 litry paliwa, za co łącznie zapłaciłem 28,45 zł – 0,15 zł za litr!

Z drugiej strony jest reglamentowane. Irańczycy mają osobiste karty paliwowe, które są bardzo podobne do kart płatniczych. Do jakiegoś limitu Irańczyk płaci 1500 rial/litr, powyżej 3000 rial/litr. My, jako turyści, byliśmy “poza systemem” i takich kart nie mieliśmy. 

Jednak z praktycznego punktu widzenia okazało się to bez znaczenia, bo na 19 tankowań tylko raz się zdarzyło, że nie skorzystaliśmy z karty właściciela lub obsługi stacji i to bez żadnych dyskusji czy wyjaśnień. Praktycznie zawsze byliśmy tylko przyjaźnie pytani, z jakiego kraju jesteśmy. Tym jednym razem, gdy obsługujący na migi pokazał nam, że bez karty nie zatankujemy, to natychmiast podszedł do nas inny kierowca samochodu i użył swojej karty.

Inne uwagi:

  • w miastach często są długie kolejki, więc lepiej planować tankowanie w trasie
  • stacje paliw są często słabo widoczne z boku drogi – wygodniej je znaleźć wcześniej w nawigacji
  • pistolety w dystrybutorach są stare i nie do końca sprawne – trzeba uważnie tankować “pod korek”, bo łatwo wylać sobie nadwyżkę na zbiornik.

Płacenie gotówką

Jest ona liczona w milionach i to jeszcze na dwa sposoby: banknoty to Riale, ale powszechnie cenniki to Tomany (1 Toman = 10 Riali). Trzeba przywiezione banknoty euro lub dolary wymienić w kantorze lub “na ulicy”, jednak w nie każdym mieście jest to tak samo proste: w Teheranie znaleźliśmy całą ulicę z kantorami, ale wcześniej w Kazwinie nie mogliśmy znaleźć żadnego. Jednak nie przyszło nam do głowy, żeby po prostu zapytać w hostelu, bo potem się okazało, że pracownicy branży turystycznej mogą bez trudu pokierować we właściwe miejsce. Pytać można również na bazarach.

Więcej informacji można znaleźć również na stronie https://dwiegazeleziranu.com/pieniadze-w-iranie 

Noclegi

Hotele w Iranie praktycznie dzielą się na dwie kategorie:

  • Zainteresowane zagranicznymi turystami: ładne, najczęściej w odnowionych zabytkowych budynkach, ze stroną internetową w języku angielskim, opiniami na Google Maps, kontem WhatsApp na którym ktoś szybko i po angielsku odpowiada i można online wykonać rezerwację, a na miejscu można płacić też w euro. Ponadto obsługa pomagała znaleźć restaurację, kantor, zamówić taksówkę, itp.
  • Nie zainteresowane zagranicznymi turystami: czyste ale wyglądające “jak w PRL”. NIe mają stron internetowych, albo są one tylko po persku, niekiedy mają adres e-mail, ale nikt nie odpowiada na pytania, mają telefon, ale bez konta na WhatApp, albo z kontem na którym nikt nie odpowiada, lub odpowiada tak rzadko, że rezerwacja nie ma sensu – zdarzyło nam się otrzymać odpowiedzi na pytania już po wyjeździe z Iranu 🙂.

Ceny hoteli wynosiły od 30 do 50€ za pokój dla jednej osoby, najczęściej około 35€, w tym było z jednym wyjątkiem wliczone śniadanie. Wszędzie, z jednym wyjątkiem, było działające i w miarę szybkie WiFi.

Hotele można relatywnie łatwo znaleźć przez Google Maps, ale nawiązanie kontaktu i wykonanie rezerwacji stanowiło pewną trudność, trzeba było wykazać się determinacją i cierpliwością – stanowiło to moje niemal codzienne wieczorne zajęcie. Dla podróżników przyzwyczajonych do “jednego kliknięcia” w booking.com będzie to stanowiło pewną uciążliwość.

Jedzenie i brak alkoholu

Przed wyjazdem oglądaliśmy na YouTube na kanale Borek’s Adventure relację z przejazdu przez Iran (https://www.youtube.com/watch?v=1krL2NYkAAc), gdzie mimowolnym tematem przewodnim były problemy gastryczne bohaterów, tłumaczących to rzekomą różnicą flory bakteryjnej. 

My absolutnie nie mieliśmy takich problemów. Jedzenie było dobre i podobne do tego, które możemy spotkać w Turcji lub na Bałkanach. Szczególnie śniadania w hotelach niewiele odbiegały od tych, które można spotkać w Europie, przy czym zamiast znanego nam chleba czy bułki otrzymujemy coś bardziej płaskiego i sprasowanego, przypominającego pitę.

Jednak jest kilka aspektów specyficznych. Restauracje w miastach dzielą się na bary fast-food przypominające znane nam kebaby i restauracje. Okazało się jednak, że restauracje są słabo oznaczone, często w piwnicy lub na piętrze ze słabo oznaczonym wejściem. Szybko nauczyliśmy się szukać ich na Google Maps, a dopiero potem w terenie, choć zdarzało się, że były zamknięte, mimo że były w Google oznaczone jako otwarte.

Restauracje okazały się też dzielić na dwie kategorie:

  • “ala-późny PRL” – ascetyczny wystrój, “sztywna” obsługa, typowe potrawy
  • “prywatne” – wyszukany wystój, często w historycznych wnętrzach, ciekawe potrawy, atrakcyjnie podane

W Iranie większości restauracji (poza dużymi miastami) nie ma opcji wegetariańskiej. Nie ma też anglojęzycznych menu, a tłumaczenie przez translator niewiele wnosi. Mimo wybierania różnych opcji i tak prawie zawsze dostawaliśmy mięso-kebab z ryżem (ogromne ilości) lub pitę oraz warzywa. Ja na tymczasowej wymuszonej diecie mięsnej byłem zadowolony – jedzenie mi smakowało.

W Iranie nie można pić alkoholu i w odwiedzanych przez nas miejscach było to rygorystycznie respektowane. Żartobliwe pytania Waldka o coś “spoza karty” nie były życzliwe przyjmowanie i szybko ich zaniechaliśmy. W późniejszych luźniejszych rozmowach w hotelach ustaliliśmy, że jest nieoficjalny rynek, ale wyłącznie na prywatne imprezy dla zaufanych odbiorców. Turyści muszą jednak nastawić się na 100% odwyk. Na pocieszenie niekiedy można dostać piwo bezalkoholowe:

Pokonywanie granicy wyjazdowej z Iranu do Turcji (Serou-Esendere)

Przygotowując się do drogi powrotnej przeczytaliśmy wcześniej, że przy wyjeździe, oprócz pieczątki do karnetu CDP, jest inna nietypowa trudność: na granicy jest pobierana opłata za wywożone paliwo. Jest ona liczona od pojemności zbiorników pojazdów, a nie faktycznej ilości paliwa, które się w nich znajdują, więc rozsądnym było zatankowanie ich do pełna. Mieliśmy odliczoną ostatnią gotówkę, żeby tę opłatę uiścić.

Przejście graniczne Serou-Esendere różniło się od tego, którym wyjeżdżaliśmy do Iranu, było od niego mniejsze. Po minięciu pierwszej bramy wjazdowej zaskoczyło nas, że niemal dosłownie rzuciła się do nas grupa kilku nieumundurowanych mężczyzn, niemal żądając oddania paszportów i karnetów CDP. Nie rozmawiali po angielsku, więc sytuacja zrobiła się trochę nerwowa, bo nie mieliśmy ochoty oddawać naszych dokumentów zupełnie przypadkowym – z naszej perspektywy – osobom. Zignorowaliśmy ich i poszliśmy do budki urzędnika. Ten niezbyt chętnie, również nie mówiąc po angielsku, wskazał nam jednego z tamtych ludzi. Normalnie w takich sytuacjach dogadujemy się przez Google Translator, ale w tamtym miejscu nie mieliśmy już zasięgu sieci z Iranu i jeszcze nie mieliśmy zasięgu sieci z Turcji, więc aplikacja była bezużyteczna. Ostatecznie WiFi udostępnił jeden z fixerów, a drugi zaczął nam pisać o “karze za paliwo”, co okazało się spodziewaną opłatą. Zaciągnęli nas do innej budki urzędnika, gdzie wytłumaczono nam, że za paliwo mamy zapłacić 1,5$ za litr pojemności, czyli w naszym wypadku 60$ za dwa motocykle.

I w tym miejscu zaczął się “paragraf 22”, bo okazało się, że opłaty nie można dokonać gotówką, którą tak starannie przygotowaliśmy, a tylko irańską kartą płatniczą, której mieć nie możemy. Urzędnik indagowany przez nas pytaniami o inne opcje tłumaczonymi przez translator odpowiadał zdawkowo, dając do zrozumienia, żebyśmy dogadali się z fixerami. Wreszcie przez nas zapytanie fixerzy o to, co w takim razie zrobić, “cali na biało”, odpowiedzieli, że chętnie nam pomogą za kwotę… 100€. Ostatecznie wynegocjowaliśmy, że oddamy im przygotowane 65.000.000 riali w gotówce + 30€ jako opłatę za pomoc w całym procesie. 

Po tym ustaleniu emocje trochę opadły i fixerzy wzięli się do roboty: rzekomo zapłacili i zabrali z budki urzędnika jakiś świstek, którego później nam nie pokazali, ani nie oddali. Potem zabrali nasze paszporty i karnety i wszyscy poszliśmy do głównej hali urzędu przejścia, gdzie my przeszliśmy odprawę paszportową i zostaliśmy w poczekalni, a oni poszli załatwiać pieczątkę do karnetów. Trwało to długo, prawie godzinę, bo widzieliśmy, że chodzili, czekali, z kimś rozmawiali, potem znowu gdzieś chodzili itd. Ostatecznie wrócili triumfalnie z wyczekanymi pieczątkami i kazali nam przejechać motocyklami do kolejnej sekcji, tuż przed szlabanem przed bramą wyjazdową, gdzie wszystkie dokumenty pokazali celnikowi. Ten wreszcie otworzył szlaban i stanęliśmy przed bramą wyjazdową z Iranu. Fixerzy powiedzieli, że to koniec procedury i proszą o swoje wynagrodzenie, więc im je przekazaliśmy.

Niestety okazało się, że ostatnią bramą wyjazdową zarządza jeszcze wojsko (analogicznie przy wjeździe jest pierwszym punktem). Dwóch przemiłych młodych mundurowych zagaiło nas rozmową o motocyklach i piłce nożnej (Lewandowski!) ale zamiast szybko wypuścić do Turcji, to na migi pokazując pagony wytłumaczyli, że musimy czekać na przełożonego (WiFi zniknęło razem z fixerami, więc translator znowu nam nie działał). Oczekiwanie trwało ostatecznie około godziny, a przybyły przełożony, również przemiły, zarządził pobieżną kontrolę bagażu. Po ostatniej rozmowie i szczerym, ale nieco dwuznacznym, pożegnaniu od wojskowych “we love you” brama do Turcji została otworzona i wyjechaliśmy.

Po stronie tureckiej kontrola była rutynowa ale bardzo powolna, bo urzędnicy “gdzieś się rozeszli” i trzeba było ich szukać.

Pokonanie obu części granicy zajęło nam 3h, co wydaje się czasem akceptowalnym, ale irytującym, bo zmarnowanym głównie na czekanie. Dodatkową uciążliwością był mocny wiatr, który unosił tumany kurzu i piasku, który wpadał do oczu i do ust oraz osiadał na ubraniach i sprzęcie.

Powrót

Pokonanie trasy powrotnej zajęło nam również 5 dni. Postanowiliśmy, korzystając z okazji, zwiedzić południe Turcji i Ankarę, więc nocowaliśmy kolejno w miastach:

Van – przejechane 274 km i pokonanie granicy wyjazdowej z Turcji. Widoki przepiękne, tylko że w Turcji bardzo mocno wiało dokładnie w przeciwnym kierunku niż ten, w którym jechaliśmy, więc mocno się zmęczyliśmy. Temperatury w Turcji też zdecydowanie niższe, więc wreszcie odetchnęliśmy od upałów i zapięliśmy szczelnie kurtki. Po drodze było sporo kontroli wojskowych, zdecydowanie więcej niż na południu. Na jednej z nich musiałem się pochwalić kanałem na YouTube, bo żołnierz pytał bardzo poważnie, po co mi kamera na kasku. Jak sprawdził w swoim telefonie, to spuścił z tonu i zaczął opowiadać, że jeździ motocyklem enduro i że Yamaha Tenere bardzo mu się podoba 🤘. Centrum miasta Van raczej nie było ładne, najważniejsze atrakcje są z dala od centrum, więc nie mieliśmy za bardzo co zwiedzać.

Şanlıurfa – przejechane 540 km. Jezioro przepiękne i trafiliśmy w 100% słoneczną pogodę, więc cały czas widoczny był ośnieżony szczyt wygasłego wulkanu Nemrut. Dalej na zachód droga przez góry też piękna i ruch samochodów znikomy. Jedynym problemem były częste kontrole wojskowe, bo to rejon Turcji blisko Syrii i rzekomo zagrożony terroryzmem. Niekiedy tylko spowolnienia, a niekiedy kontrola paszportów i… prawa jazdy – nie wiedzieć czemu, sprawdzali nam je kilka razy. Za którymś razem zauważyliśmy ciekawą reakcję żołnierzy: gdy na standardowe pytanie, skąd jesteśmy, odpowiadaliśmy „Poland, Polonia, Lewandowski”, to od razu zaczynali się śmiać i niekiedy już nic nam nie sprawdzali. Pogoda była super, bo temperatura powietrza w rejonie jeziora Van była od 18 stopni, a przy Syrii było znowu 31. 

Ankara – przejechane 850 km autostradami – krajobrazy ładne, ale jazda monotonna.

Plovdiv – przejechane 867 km autostradami, w tym pokonanie przejścia granicznego z Bułgarią. W Turcji mieliśmy nieoczekiwany konflikt z prawem, bo dostaliśmy po mandacie za przekroczenie prędkości o 20 km/h 😭. Najdziwniejsze było w tym to, że jechaliśmy sobie spokojnie po 120 km/h wierząc, że obowiązuje nas ograniczenie do 130 km/h, takie jak samochody osobowe (tak też pokazywała motocyklowa nawigacja Garmin). Niestety sześciu (!) żandarmów na raz na migi i, pokazując w ich telefonie, tabelkę wytłumaczyło nam, że motocykle w Turcji mają ograniczenie do…. 100 km/h!

Jedynym pozytywem tego incydentu było to, że opłatę karną wnieśliśmy kartą na granicy 👍, bez szukania gotówki i oddziału banku, jak robiłem to 3 lata temu w podobnej sytuacji.

Kecskemét 🇹🇯 – przejechane 842 km autostradami, w tym pokonanie granicy do i potem z Serbii. W Bułgarii pogoda była super, 22 stopnie. W Serbii do Nisz też bardzo dobrze, około 20 stopni. Potem pogoda zaczęła się psuć, koło Belgradu złapała nas pierwsza ulewa. Ostatnie 60 km przez Węgry złapała nas sroga ulewa. Na szczęście bez problemu trafiliśmy do hotelu.

Warszawa – przejechane 940 km autostradami, chłodno ale pogodnie.

Podsumowanie

Czy warto jechać aż tak daleko na motocyklu, żeby zwiedzić Iran? Moim zdaniem jak najbardziej! Wbrew powszechnej opinii jest to bardzo przyjazny i bezpieczny kraj (dla Polaków, inaczej jest dla Anglików i Amerykanów, wyjaśniłem to niżej), pełen atrakcji, których nie spotkamy w Europie. Nie jest on tak “arabski” i orientalny, jak oczekiwałem, ale klimat i tak jest niesamowity (podobno bardziej orientalnie jest w Maroku, gdzie jeszcze nie byłem). Do tego relatywnie dobre drogi, wysokie i bezkresne góry oraz paliwo niemal za darmo – są to miejsca, gdzie można jeździć na motocyklu w nieskończoność. Jest to już prawdziwy Bliski Wschód, ale wyjazd tam czasowo jest jeszcze możliwy dla zwykłego “korposzczura” dysponującego zwykłym urlopem.

Iran jest też dobrym miejscem, żeby nauczyć się pokonywać “trudniejsze” granice i posługiwać karnetem CDP przed jeszcze dalszymi wyprawami. 

Chętni na Iran 2027?

Gdyby ktoś z Was był zainteresowany podobną wyprawą, to poproszę o kontakt przez komentarz na blogu lub social-media (YouTube, lub Instagram). Czuję niedosyt jazdy po tamtejszych górach i chętnie zorganizowałbym kolejny wyjazd (4 tygodnie). Organizacja logistyki sprawia mi trochę przyjemności, więc mógłbym to ogarnąć dla trochę większej grupy, wtedy postarałbym się załatwić “naszego” fixera i lojalną kartę płatniczą.

—- Dodatki —-

Przyczyny sankcji

Przed 2022 rokiem Iran był objęty sankcjami z kilku powodów:

  1. Rozwój własnego programu nuklearnej, który w opinii międzynarodowej (rezolucja ONZ) ma na celu rozwijanie broni jądrowej, co jest postrzegane jako zagrożenie dla stabilności międzynarodowej.
  2. Oskarżenia o wsparcie dla grup terrorystycznych, takich jak Hezbollah, Hamas i Palestyński Islamski Dżihad, co przyczynia się do destabilizacji regionu. 
  3. Naruszenia praw człowieka, w tym ograniczenie wolności słowa, religii i zgromadzeń oraz za represje wobec obrońców praw człowieka.
  4. Działania destabilizujące w regionie, poprzez swoje działania w Syrii, Iraku, Jemenie i innych krajach.

Po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę Iran wspiera agresora m.in . poprzez dostarczanie broni, w szczególności dronów.

Szczegóły: https://www.consilium.europa.eu/pl/policies/sanctions-against-iran/ 

Stosunek do turystów

W mediach anglojęzycznych można spotkać się z informacjami, że wyjazdy turystyczne do Iranu są niebezpieczne i trzeba się liczyć z ryzykiem przesłuchań, aresztowania i zatrzymania bez powodu. Prawdopodobnie dotyczy to głównie obywateli USA i Wielkiej Brytanii.

Niechęć do Ameryki sięga roku 1953, kiedy to USA inspirowało obalenie demokratycznie wybranego irańskiego premiera i ustanowienia rządów wybranego szacha, a następnie wspierania go po rewolucji islamskiej w 1979. USA stało się głównym przeciwnikiem wspierającym wrogów Iranu (np. Izrael) w regionie i emanacją “liberalnego zachodu”, oczywistą niechęć potęgują także kierowane przez USA sankcje, które dotykają osobiście każdego Irańczyka.

Więcej na ten temat: https://pressglobal.pl/Salon-Polityczny/dlaczego-iran-nienawidzi-ameryki 

Niechęć do Wielkiej Brytanii ma jeszcze starsze przyczyny, bo zaczynające się w epoce imperialnej, kiedy to jej wpływy sięgały na obszar współczesnego Iranu. Po Drugiej Wojnie Światowej Wielka Brytania zmonopolizowała wydobycie ropy i nie dzieliła się zyskami z instytucjami Iranu (a wyłącznie z szachem). Była także zaangażowana w obalenie premiera w 1953 roku.

Wydaje się, że zarówno administracja Iranu (policja, służby graniczne) oraz zwykli Irańczycy nie postrzegają źle Polaków ani innych turystów z naszej części Europy. 

Karnet CDP (Carnet de passage en douane) – o co chodzi?

Z perspektywy międzynarodowej przejeżdżanie pojazdem pomiędzy krajami jest uznawane za import “dobra” o dużej wartości, więc powinno podlegać procedurze pobrania cła. W ramach europejskiego unijnego obszaru celnego taki obowiązek nie istnieje, ponadto przez brak kontroli na wewnętrznych granicach obszaru Schengen nie byłoby praktycznej możliwości egzekucji. Jednak ktoś, to wybierał się samochodem lub motocyklem np. do Rosji, lub Armenii musiał na granicy wypełniać druki celne potwierdzające “tymczasowy import”, na których m.in. trzeba deklarować wartość pojazdu, a następnie okazać je przy wyjeździe. Za taką procedurę nic się nie płaci, ale w przypadku braku tego dokumentu opuszczenie takiego kraju pewnie byłoby utrudnione, bo służby celne uznałyby, że pojazd został “trwale zaimportowany” i oczekują należnych opłat celnych.

W 1956 roku wymyślono, żeby na potrzeby podróży, szczególnie prowadzących przez wiele krajów, na każdej granicy nie wypełniać lokalnych druków w lokalnych językach, tylko mieć jeden uniwersalny dokument celny “Carnet de passage en douane”. 

Idea jest relatywnie prosta:

  • dokument wydaje się w kraju właściciela pojazdu przed rozpoczęciem podróży
  • właściciel wpłaca kaucję zależną od wartości pojazdu (w przypadku mojego motocykla była to kwota 22.000 zł) na poczet ewentualnego “zagubienia” pojazdu
  • dokument ma kartki dedykowane do odwiedzin kolejnych krajów (5, 10 lub 25 sztuk)
  • wjeżdżając do kraju uznającego CDP urzędnik celny podbija pieczątkę “wjazdu” na górnym kawałku kartki („1” na powyższym skanie) i odrywa dolny kawałek kartki („4” na powyższym skanie) zachowując go u siebie
  • wyjeżdżając z tego kraju urzędnik celny podbija pieczątkę “wyjazdu” na górnym kawałku kartki („2” na powyższym skanie) i odrywa środkowy kawałek kartki („3” na powyższym skanie) zachowując go u siebie
  • po powrocie do swojego kraju (lub teoretycznie na obszar unii europejskiej, ale to nie działa, o czym niżej) właściciel musi w urzędzie celnym otrzymać w dokumencie CDP na ostatniej karcie ”Certificate of Location” stempel potwierdzający, że pojazd wrócił do kraju, co “zamyka” ważność karnetu
  • karnet zwraca się do wystawcy, a ten sprawdza, czy pieczątki wyjazdowe zgadzają się z wjazdowymi i wtedy zwraca kaucję.

Według informacji PZM (polskiego “operatora” systemu) dokument działa w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu, Azji, Afryki, Południowej Ameryki, Australii i Nowej Zelandii. Informację, że jest wymagany w Iranie, znalazłem na stronie MSZ (https://www.gov.pl/web/iran/informacje-dla-podrozujacych), pewnie podobne są dla innych krajów.

System niestety ma kilka praktycznych wad:

  • koszt wydania karnetu jest relatywnie wysoki, bo wynosi min. 1100 zł (w zależności od liczby kartek), więc w przypadku krótkiej podróży tylko do jednego kraju znacząco podnosi koszt takiego wyjazdu
  • procedura uzyskania w Iranie pieczątki wjazdowej i wyjazdowej w Iranie była uciążliwa i wymagała pomocy fixera (opisane wyżej), więc mam wrażenie że szybciej załatwiałem “tymczasowy import” w Rosji i Armenii
  • zdobycie od ręki pieczątki na ostatniej karcie ”Certificate of Location” przy powrocie do krajów Unii okazało się praktycznie niemożliwe zarówno na granicy Turcja->Bułgaria ani Serbia->Węgry, bo celnicy nie znali tego typu dokumentu i nie mieli najmniejszej ochoty słuchać naszych wskazówek; ponadto tego typu procedury załatwia się w tym samym miejscu, gdzie obsługuje się ruch ciężarówek, co wymaga zostawienia motocykli i na piechotę szukanie odpowiedniego miejsca; przy wjeździe z Czech do Polski nie ma żadnych stanowisk celnych; pieczątka musi być z urzędu celnego, nie wystarczy pokazać motocykla w PZM oddając karnet
  • ostatecznie miła pani z PZM wskazała mi “Urząd Celny I w Warszawie. Oddział celny IV” (Aleja Krakowska 106, 02-182 Warszawa), gdzie bez zbędnego tłumaczenia otrzymałem pieczątkę i wpis do systemu (40 minut czekania w kolejce…)

Więcej informacji: https://www.pzmtravel.com.pl/strony-informacyjne/dokumenty-celne 

Reasumując, dokument CDP jest elementem procedury celnej, której musi się nauczyć każdy chcący podróżować trochę dalej niż po Europie i najbliższych krajach ościennych. Jak to nauką bywa, pierwsze doświadczenie jest trudne, ale za drugim razem poradziłbym sobie z tym dużo łatwiej.

Taksówki w miastach

Poruszanie się po większych miastach znacząco ułatwiają taksówki, które zamawia się aplikacją Snapp! –  lokalnym odpowiednikiem aplikacji Uber. Aplikację zauważyliśmy u menedżera w hotelu w Teheranie, ale zainstalował ją nam, spotkany tam wieczorem, Bartek z https://dwiegazeleziranu.com/ (pozdrawiamy!).

Żeby z niej korzystać, to należy najpierw wykonać kroki:

  1. W telefonie otworzyć stronę https://snapp.ir/download/ 
  2. Pobrać plik typu APK klikając w logo Android i zgodzić się na instalację programu z niezaufanego źródła (nie można zrobić tego ze sklepu Play ze względu na sankcje)
  3. Uruchomić aplikację, która uruchomi się w języku perskim
  4. Wejść przez ikonę “hamburger” do ustawień aplikacji i wybrać zmianę języka, a następnie zmienić na angielski

Zamawianie taksówki jest już proste:

  1. Klikamy ikonę pojazdu z napisem “Snapp” (obok “Food”, “Grocery”, itd.)
  2. Wskazujemy miejsce gdzie jesteśmy i zatwierdzamy
  3. Wskazujemy miejsce, gdzie chcemy dojechać
  4. Klikamy “Request Snapp”

Podobnie jak w przypadku Ubera prezentuje się informacja o jadącym do nas kierowcy i jego numerze rejestracyjnym. Musimy stanąć na widoku i wyglądać samochodu z tym numerem, bo marka i kolor pojazdu nic nam nie powiedzą… 

Po wejściu do taksówki w aplikacji wybieramy przycisk płatności i tam z menu wybieramy “Pay by cash”.

Pod koniec przejazdu wręczamy kierowcy gotówkę. Ceny przejazdu po mieście wynosiły około 1.000.000 rial, czyli trochę powyżej 1€.

I to wszystko. Działa to znakomicie, W Teheranie jeździliśmy kilkoma taksówkami, potem też w innych miastach – było to bardzo wygodne, bo odległości pomiędzy atrakcjami mogą być zbyt duże, żeby wszędzie chodzić na piechotę.

2 komentarze do “Iran na motocyklu

  1. Adam Rudol

    Cześć
    Co fajniejsze wg Ciebie, Islandia, czy Iran ?
    Nie byłem w żadnym z tych krajów i zastanawiam się który kierunek wybrać na następny wyjazd.
    Pozdrawiam’
    Adam

    Odpowiedz
    1. Marek Berkan Autor wpisu

      Hej!

      Nie potrafię odpowiedzieć na tak zadane pytania, bo te dwie destynacje różnią się niemal wszystkim: tanio vs. drogo, zimno vs. upał, długi dojazd autostradami vs. długi rejs promem, zabytki starożytności i obcej dla nas kultury vs. brak zabytków, łatwa organizacja (bilet na prom) vs. trudna organizacja.

      To zależy też, gdzie już byłeś, bo jeżeli nie byłeś w Norwegii, to poleciłbym ją przed Islandią. Jeżeli nie byłeś w Turcji i Gruzji, to poleciłbym tamte kraje przed wyjazdem do Iranu 🙂

      Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłem…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *